WE ARE WHAT WE ARE
wtorek, 20 października 2015
Chaos. Borderline. Spisane myśli. Pustka.
Nie wiem. Nie wiem totalnie co mam myśleć na temat swojego życia. Życie wymknęło mi się troszkę spomiędzy palców. Straciłem kontrolę.
Lipiec. ,,Przez przypadek" (alkohol doradza głupie rzeczy) poszedłem na Animatsuri. Było strasznie fajnie. widziałem tam takiego chłopaka. 3-4 osoba w życiu do której bałem się zagadać.
Pare nocy wcześniej śniło mi się że mnie napadli. Pare dni później tak było. kropka w kropkę. dokładnie.
Potem był Modlin, 3 dni imprezki. Strasznie fajnie. ale wtedy już czułem że nasila się, że coś jest nie tak. Byłem troszkę różnymi osobami. Troszkę inną w domu, troszkę inną w szkole, trochę inną z jednymi znajomymi, troch inną z innymi, jeszcze inną samemu. ale traciłem kontrolę. Znowu. Znowu mi się zmieszało. Chaos.
Pod koniec lipca wyjechałem do Białowieży, na kongres młodzieżówki. Na 4 dni. Było troszkę imprezowo, troszkę politycznie. Zostałem ogólnopolskim sekretarzem Ostrej Zieleni. Łał.
Sierpień. na samym jego początku pojechałem do Krakowa na pare dni. Trochę osobiście, trochę młodzieżówkowo. Napisał do mnie wtedy ten chłopak.
Jest taki wspaniały, pod każdym względem. Aż wiem że nie mam ni chuja szans. w dodatku wszyscy mi mówią żebym brał się za E. W końcu tak do niego pasuję i tak mu się podobam. Zaraz ma się w końcu przeprowadzić do Warszawy.
Zacząłem z nim pisać. Mieli rację. Spotkanie. Drugie. związek jakoś tak wyszedł. opowiadał mi o swoim byłym, straszny skurwiel. troszkę przestaję jeść. Robi się też jednocześnie coraz gorzej, uh, ale zarazem jest dobrze.
Chciałem wyjebać kierowcę z samochodu, wkurwił mnie. Chyba jest źle. Oprócz tego często kręci mi się w głowie.
Końcówka miesiąca. zrywamy. bo on nadal czuje coś do byłego. Wszyscy po mnie jeżdżą że to zakończyłem a nie dałem mu czasu. Jebać go, oczekuję tak albo nie, a nie muszę się zastanowić. Jebany idiota.
Wrzesień. Tak jak w wakacje często wolałem zostać w domu, tak muszę chodzić do szkoły i nie umiem rozmawiać. Cholernie chcę ale nie umiem. Nie wiem czemu. Jestem jakimś pierdolonym zjebem. Ale też czasem siebie kocham. a czasem jestem pusty. Rozdział osiąga maksimum.
Jestem Himitsu. Boję się. Jestem smutny.Jestem sam. Tak bardzo kogoś potrzebuję.
Jestem Hao. Jestem wkurwiony. Jestem lepszy. Mam ochotę na działania autoagresywne. Ta pizda, Himitsu się nażarła i ma wyrzuty sumienia? To to wyrzygam, o chuj mu chodzi. Naćpałbym się. Czy coś odjebał.
Jestem Adrian. Jestem pusty. Nie mam siły, odjebcie się.
Jestem.
Nie mam u niego najmniejszych szans. Ale jakoś mnie to strasznie boli. Tak bardzo.. Uh. Ale czasem też myślę o E.
w połowie września pisze do mnie ten były E. okazuje się że był jednocześnie ze mną i z nim. Okazuje się że wszystkim moim znajomym, jego znajomym, jemu, i mi, kłamał. Każdemu mówił co innego. Pierdolony zjeb. Kurwa mać. Pierwsza istota żywa do której tracę szacunek.
Chaos. Chaos. Chaos. Naćpałbym się. Chaos. Smutno mi. Chaos. Oni mnie nie lubią. Boję się. Chaos. CHAOS. ratunku.
Październik. Zestarzałem się. zostałem wyjebany ze stanowiska przewodniczącego klasy. Nienawidzą mnie chyba. Ale ja po prostu nie umiem. Ja chcę ich przytulić. Porozmawiać. Boję się dotyku, niech nikt do mnie nie podchodzi.
Wkurwia mnie to wszystko.
Poważne rozmowy.
Nienawidzę siebie.
Jestem lepszy.
Uh.
Potrzebuję kogoś tak kurewsko. Czuję się tak kurewsko samotny. Tyle dziwnych rzeczy dookoła.
psychoterapia. Psychiatra.
Pograniczne zaburzenia osobowości typu Borderline. Kurwa mać. ,,Chudniesz bo nie jesz" gratulacje. Odkrywcza jesteś.
Od kiedy w niedzielę powiedziała mi że to Border czuję się chyba jeszcze gorzej. Wiadomo, to było podejrzewane jakiś czas. Ale kurwa mać.
Ale on mnie wkurwia. Znowu popchnąłem obcego człowieka. Ja pierdolę co mam zrobić żeby on na mnie zwrócił uwagę. Błagam niech do mnie napisze. Jebany egocentryk, niech się ode mnie odpierdoli raz na zawsze. Naćpałbym się. Potrzebuję go. Czemu ludzie patrzą na mnie jak na agresywnego pojeba. Czemu taki jestem kurwa mać. Czemu nie mogę się ogarnąć. Nigdy z nikim nie będę. Nikt mnie nie będzie chciał. Schudłem 17 kilo. SIEDEMNAŚCIE KURWA KILO. Jeszcze pierdolone 21. tak. wtedy będę może usatysfakcjonowany. Chciałbym cholernie kogoś przytulić ale nie daję się dotknąć. Nie wiem czy lepiej mi samemu czy z kimś. Czuję jakby chaos i pustka przejęła każdą strefę mojego życia. Wszyscy mnie wkurwiają. Czasem. A czasem wszystkich ich potrzebuję.
Ale jestem pieprzonym egocentrycznym narcyzem.
Ktoś tu jeszcze wchodzi wgl?
czwartek, 9 lipca 2015
Sen
Czy to takie dzisiejsze sprzedanie duszy diabłu? Dostając to co chcę, na te parę godzin, płacę parę godzin z życia. Za każdą taką noc pewnie spędzę noc tu mniej. W sumie wychodzi na to, że to dwie noce. Obie granicę się niebezpiecznie zbliżają. Jeszcze tego aż tak nie czuję, ,,ale". Wystarczy postawić to słynne ,,ale", które i tak przekreśli wszystko co było wcześniej w zdaniu.
Ale jeszcze lepiej bym się czuł, jakby normalnym było spanie 4 godziny dziennie. Jakby ten poziom melatoniny sprawiał że 4 godziny wystarczą, i jakbym sam mógł spać tak normalnie te 4 bez budzenia się, bez stresów w środku nocy, bez żadnych paraliżów czy omamów, bez lęków. I jak takie nocne ćmy wtedy by się żyło.
Jutro chyba spotkam się z takim jednym, który mi się trochę może podoba i się trochę stresuję. Chciałbym schudnąć przez te parę godzin 15 kilo żeby wyglądać jak człowiek.
środa, 8 lipca 2015
Kocham ten stan! Papierosy, kawa, ja.
Byłem w Blue City, odebrałem okulary, potem na pragę, zjaraliśmy się. Do domu.
0.5 alpry.
Błagam chcę w końcu zasnąć.
1 alpry
Tak, zachwile powinienem zasnać. Skończę oglądać tylko Miasteczko Wayward Pines.
jeszcze dorzuczę.
w sumie już 2.5 mg.
Oglądam te dlaczego ja, na trzeźwo nie zdzierżę. 3.5.
Błagam, sen, wolność, 4 mg.
Bez żadnych snów, tylko sen. Odpłynąć. 4.5 mg.
Chuja mnie obchodzi Karol i jego żona, co jest w tej telewizji. Dajcie mi film. dobry.
Chciałbym kogoś pokochać. Serio nie jestem w stanie żyć bez związku chyba.
dobra. 5 mg. raz zasnę, na ten miesiąc. w końcu jedna noc wolności. Bez uciekania do wnętrza. Bez wychodzenia z ciała. Bez świadomych snów. Bez żadnych pieprzonych omamów i widzeń. Bez żadnego gówna. Bez obserwowania. Czemu nadal nie śpię. na tej dawce dałoby się 10 słabych osób uśpić. Dobra, niech będzie o 5. Ale więcej nie biorę.
To smutne, że dawka którą bym był w stanie wziąć, jakbym miał wystarczającą ilość pieniędzy uśpiłaby 10 osób ponad, zapomniałem, że dorzuciłem ketoprofenu. A czuję tylko lekkie wyluzowanie.5.5 mg. już nawet 12 normalnych osób, bez żadnych pierdolonych insomni, omamów hipnagogicznych czy paraliżów przysennych. Tak ciężko wstać, tak łatwo siedzieć.
Ostatni papieros. Tym razem ,,nie ma kumpli, nie ma nie przyjaciół, nie licząc dwudziestu w paczce papierosów" się nie sprawdzi.
Ale kocham ten stan!
Papierosy, kawa, ja!
Zrobiłem tą kawę mrożoną (zbożową oczywiście, w końcu jest prawie 2 w nocy a ja jestem lekko inny), wyciągnę zaraz tego ostatniego fajka i go zapalę. Jak kiedyś. Jak kiedyś mrożona kawa, papierosy, muzyka, nostalgia, niebo, jakiś chujowy horror w tle.
Podobają mi się ludzie, ale nie umiem z nimi być. Chce mi się rzygać. Jestem zmęczony, co najlepsze, to jest takie zmęczenie, kiedy obijasz się od ściany do ściany (pod warunkiem, że uda Ci się wstać), dojdę do tego okna i zapalę przy †††-Bitches brew
Znacie to uczucie? Jakbyście mogli śmiać się, że kiedy przyjdzie po Was śmierć to wiesz, że to po prostu spotkanie ze starą znajomą?Czuję trochę wolności, może jak się wtulę to zasnę.
niedziela, 5 lipca 2015
"Jam jest w tajemnym poczwórnym słowie, bluźnierstwie przeciwko wszystkim bogom ludzi."
Przyjeżdżam pociągiem na stację, wysiadam, papieros. Znajduję ekipę i idziemy przez ulice Legionowa do domu Ewy. Po drodze już tylko kupić alkohol, niestety facet w sklepie kazał mi pokazać co mam w plecaku, a ja mu pokazałem, po czym w geście oburzenia nie kupiłem u niego ciasteczek. Bezczelny. W końcu doszliśmy do Ewy, lecz długi czas siedziałem zamulony. Ogarnąłem ,,dobre" leki nasenne, i tak się budziłem, ale są jednocześnie na tyle silne, że i tak w ciągu całego dnia odczuwałem wyluzowanie z ich strony. Tak, nie powinienem pić.
Piwo, dwa, pięć, wszyscy chcą iść spać. Znowu- wszyscy poza jedną osobą. Dlatego poszedłem do innego pokoju z Manią, by nie przeszkadzać dziesiątce osób a tylko jednej. Lecz i ona postanowiła po pewnym czasie pójść spać. Ja leżałem.
Godzina. Półtorej. Zamknąłem oczy. Jestem w domku letniskowym. Są Ci sami ludzie co na tej imprezie, tylko bawimy się dalej. Na dodatek była jakaś dziewczyna, strasznie bekowa. Lecz standardowo nie jest to sen. Nie tak łatwo w niego wpaść. W każdej chwili jestem świadom tego, że mogę otworzyć oczy, jak zwykle. Może to tylko omamy hipnagogiczne, na wysokim stopniu, może to otwarte trzecie oko, nie ważne, wkurwia mnie to. Wolałbym normalnie spać. Najchętniej, chciałbym zasypiać od razu jak chcę, żeby mi się jeszcze w dodatku nic nie śniło! Czytam teraz Future, tam mają tabletki nasenne, które w dodatku gwarantują, że nie ma się snów. Czemu tego nie ma. Wracając. Bawimy się, lecz w pewnej chwili się męczę, siadam, opieram o ścianę, zamykam oczy. Odpływam w marzeniu sennym, w pół-jawie popadam w głębię. Jestem na przejściu podziemnym przy patelni(metro centrum), parę osób, nie pamiętam twarzy, po co? Wiem, że są ze mną. Widzimy jak do przejścia przez patelnie maszerują kibice z wielkimi banerami, ognie ostro buchają dookoła, i pomimo nutki strachu i tak wydaje się to zabawne. Potem coś się zwija, jakby ludzie się przemieszali. Otacza nas powoli agresywna grupa(To nie kibice, to inna grupa). Wszyscy uciekają, część osób, w tym oczywiście (kurwa) ja nie zdołała. Ciemno, aczkolwiek normalnie ubrane postacie otaczają nas. Co druga osoba ma długi nóż. Co dziwne, te osoby są bardziej z tyłu. Te bliżej wnętrza okręgu którym jesteśmy otoczeni nas trzymają. Przerażenie. Strach. Okradają nas. Dawno zapomniałem o tym, że mogę się wybudzić, w końcu to sen mnie w pół-śnie. Ale nareszcie otwieram oczy. Domek letniskowy. Otwieram oczy. Jestem.
Wróciłem.
Zdyszany, przerażony, minęły około 3 minuty a wiem, że nie zasnę. Na obecną chwilę, już to jest pewne. CODZIENNIE jakieś problemy ze snem, kurwa mać. Żebym ja jeszcze po prostu nie mógł spać, a nie miał jakieś pieprzone wizje na jawie.
Zostałem u Ewki do 18:20, niedawno wróciłem do domu. Za jakiś czas wezmę leki, muszę kurwa w końcu zasnąć, co jest. Jestem wycieńczony. Nie mogę tyle pić. Nie mogę palić. Nie mogę robić paru innych rzeczy, których nawet pełnoletni nie mogą/nie powinni. Boże, Himitsu, dokąd zmierzasz.
O poprzednich dniach nawet nie chce mi się już pisać.
Mówiłem, że jestem Galaktycznym Sokołem |
wtorek, 23 czerwca 2015
Czarna Wołga
Wychowawczyni stwierdziła, że olałem sobie sprawdzian z chemii. JA. Więc z dupy mi postawiła 2 na koniec chociaż jestem jednym z lepszych w klasie z chemii. Wkurwiłem się, napisałem ten sprawdzian, powiedziałem jej że nie ma prawa mówić o mnie że sobie olałem, jak nie wie nic o moim życiu, a mnie nie ma przy tym i nie mam szansy się obronić. Za prawdę nie dostałem 6 z zachowania, a 5, ale chuj z tym.
A sprawdzian napisałem na czwórkę, najlepiej w klasie, znowu.
W piątek byłem na rozmowie o prace, pomimo tego że głupio się zachowałem pare razy to dobrze poszło.
W sobotę po debacie o samobójstwach w społeczeństwie LGBT Brunon znowu się zapomniał ze mną pożegnać, nie wiem.. Fryś do mnie zadzwoniła, żebym wbijał na wianki. Tylko do domu- zdjąć marynarkę- nad wisłę do Frysia i (wtedy jeszcze) jej przyjaciółki, Patrycji.
Poszliśmy szybko po wino, miałem ochotę w sumie na dużą ilość alkoholu. Wypiłem je na wybrzeżu Helskim, gdzie też okazało się podczas rozmowy, że Patrycję znam od lat, a w Józefowie nadal się moje podpisy.
Nagle z nieba lunął deszcz, nie dało się nawet sekundy dłużej siedzieć, zaczęliśmy spierdalać pod most. Po drodze wszystkie stróżki ludzi uciekających przed nim łączyły się w rzeczkę, zatrzymującą się pod mostem Gdańskim, to w tej rzeczce jakiś chłopak zaczął drzeć się ,,GDZIE JEST MAREK?" Co z Frysiem i jej dziewczyną szybko podłapaliśmy. Tak nawiązała się znajomość ze sporą grupką, a po chwili, także z ich wódką. Fryś w sumie od nich nie piła za bardzo, bo wiedziała że się porzyga. Jednak ja i Patrycja twardo. Zdjąłem kaptur uzmysławiając sobie, że przecież jestem chroniony betonowym daszkiem i w tym momencie dziewczyna w grupce z którą gadałem krzyknęła.
-HIMITSU!
-OLA!
-O KURWA!
-O KURWA!
-CO TY TU KURWA ROBISZ?!
-CO TY TU KURWA ROBISZ?!
Wtedy grupka wydała mi się jeszcze bardziej atrakcyjna. Z Olą chodziłem tydzień do klasy w Kuroniu. Lekko ich oczarowałem, może oni trochę mnie. Choć może to była ich wódka. Fryś z Patrycją musiały odejść dalej, z powodu złego samopoczucia Patrycji, no i tego że rzygała, a ja dalej bawiłem się w najlepsze z nowo poznaną ekipą. Po pewnym czasie stwierdziłem, że Fryś już się naopiekowała swoją prawie-dziewczyną, więc postanowiłem ją wspomóc. Akurat miałem przy sobie sok pomidorowy. Elektrolitów tak dużo, że po paru łykach uzupełni zapas. No i miałem granat. Antyoksydantów tak dużo, że wytrzeźwieje o połowę szybciej. Miała farta, że kiedy pierwszy raz się najebała to na nas trafiła.
Co tam więcej pisać o tym. Co najwyżej, że parę godzin później zostały w końcu parą. Tyle pieprzenia się z tym było, jak wiadomo było od razu że będą razem. Fryś jest przeklęta. Każda dziewczyna jaką poznaje i z którą jest, okazuje się po pewnym czasie, że znam lata.
Wgl od 15 przeszedłem na weganizm, nie pamiętam czy pisałem wcześniej. Myślałem, że na 30 dni. Zobaczyć jak to jest, czy zobaczę jakąkolwiek różnicę, czy coś się zmieni. Szczerze? Jeśli te zmiany co póki co zaobserwowałem zostaną, nawet się nie powiększą, na pewno zostanę weganinem na stałe w pełni. Nie chodzi o to, że schudłem te 2-3 kilo (JEDZĄC DWA TYSIĄCE KALORII DZIENNIE), chodzi o to, że serio czuję, że mam w mięśniach więcej energii, że bardziej mi się chce, że nie mam w sobie tyle tego gówna, że jestem czystszy.
Ale jednak ten sen dalej jest rozpierdolony.
Wczoraj po szkole pojechałem (co ja wgl pierdolę, przyszedłem do szkoły ale nie byłem na żadnej lekcji) do Sebka na imprezkę. Było zajebiście, dość mocny melanż. Jednak o 4 w nocy wszyscy zrobili się śpiący, a ja dalej zasnąć nie mogłem. Wódka nie pomogła. Zasnąłem na godzinę, zaraz przed siódmą. o 9:30 wszedłem do domu. Wykąpałem się, i na chemię. PO GODZINIE SNU. Po prostu chciałem zobaczyć taką naszą ekpię na chemii taką nie do życia.
No i zajebiście, że nasza klasa miała dzis największą frekwencję w szkole, ale troszkę beczka, że połowa była na kacu.
Dziś było spotkanie zapoznawcze z nową członkinią OZ, Kingą, w sumie zajebista osoba.
Ale Ania w biurze jakoś zamyślona była, wgl strasznie wcześnie przyszła i wgl. A teraz po powrocie do domu dowiedziałem się, że ,,Anna Grodzka odeszła z partii zielonych". No super.
poniedziałek, 15 czerwca 2015
Our love would be forever And if we die We die together!
W sobotę była parada równości, ale po pogo na Papa Roach i powrocie do domu o 2:30 nie byłem w stanie wstać o 8, i na pomoc przy dekorowaniu platformy dojechałem dopiero na 12:30. Już prawie wszystko było skończone, głównie siedzieliśmy, zszyłem tylko jakiś baner. Sporo gadałem z Tatianą, na prawdę świetna dziewczyna. Z B. może trochę na początku. Potem jakoś wcale. Całą paradę zapierdalałem z ulotkami partii i młodzieżówki, co najlepsze, jestem na ulotkach młodzieżówki! Mało widoczny ale jestem. Prawie 20 000 osób, a ja zapieprzałem na początek i z powrotem wielokrotnie. (Jakby co zapraszam, Ostra Zieleń). Jednak było mi trochę smutno, że parę razy chciałem pogadać chwilę z B ale coś miałem wrażenie jakby był słabo zainteresowany.
W pewnym momencie parady, przy kościele, wyszła para nowożeńców, wszyscy zaczęli im śpiewać sto lat! To było świetne.
Po paradzie znowu na OWF, Nosowska (<3), kawałek Big Sean, Mark Ronson, całkiem fajnie, serio. Ale niedziela.
Jak jechałem spotkałem się po drodze z paroma osobami, po drodze z Leną dostaliśmy małego Desperadosa na ulicy po rozdawali, idealnie. Poszliśmy za Zagi, Lena była na niej drugi raz, ja chyba 6, może 7. Odkąd ją znam, opuściłem tylko 1/2 koncerty w Wawie. Jej chłopaka znam jeszcze dłużej, więc był niezły sztosik. Po Zagi poszliśmy na końcówkę Bokki, na żywo są serio niezwykli, mega klimatycznie. Siedząc na trawie po Bocce(nie wiem jak to odmienić) spotkałem OLĘ. OLĘ która wyjechała do Szwecji dawno temu, okazało się, że wczoraj przyleciała. Stęskniłem się za nią. Wszystkie dziewczyny z którymi byłem poszły na Bastille, a ja z Olą na Marię Peszek. Zawsze chciałem iść na Marie. Kocham ją. Była wspaniała, performance pełną gębą.
Ola przyszła na OWF z uwagi na Asking Alexandrię, słuchałem lata temu, stwierdziłem, że może być fajne pogo.
Takiej ściany jeszcze nigdy nie widziałem, a brałem w niej udział. Pogo było serio zajebiste, nowy wokalista AA zakręcił tylko palcem i od razu zrobiliśmy kocioł. I tak sobie napierdalając w pewnej chwili pogo zelżało, a przede mną Staś. Okazało się, że nawalałem się między innymi ze Stasiem. Ludzie dookoła na nas spojrzeli, bo się nagle zatrzymaliśmy, patrząc się na siebie jakbyśmy zobaczyli duchy albo chcieli się zapierdolić, ale po chwili się przywitaliśmy, trochę jeszcze poskakaliśmy, koncert się skończył i poszliśmy po piwo. Sporo sobie pogadaliśmy (w między czasie cały czas spotykałem znajomych) i poszliśmy na Muse. Na początku koncertu dopchałem się prawie już do samych barierek. Było tak niezwykle zajebiście, serio. Super zajebisty koncert. Ale nie mam już siły tego wszystkiego opisywać.
I takim sposobem obudziłem się dziś poobijany, posiniaczony, ale usatysfakcjonowany. Niestety, nie poszedłem do szkoły. Jak sie okazało i tak bym już nie mógł poprawiać matmy, mam poprawke. Ale co tam! Poprawię i to na 3 co najmniej w wakacje.
Zamiast tego poszedłem z Frysiem na piwo, a teraz, już w domu, obejrzę nowy odcinek Miasteczka Wayward Pines. Potem się ,,wichilluję" swoimi sposobami, i jakoś pożyję. Jest w miarę ok. Choć moje życie emocjonalno uczuciowe to trzęsienie ziemi.
piątek, 5 czerwca 2015
Nienawidzę tego miasta, tutaj szybko się umiera!
W sobotę byłem na kongresie partii. Było strasznie fajnie, ciekawe doświadczenie. Potem trafiłem na zlot lgbt. Chyba zaraz zrzygam tego tosta. Było całkiem spoko. Bolało mnie to, że znowu nie jestem z B. Że ostatnio nie wiem kiedy go widziałem, że lepiej dogaduję się z chłopakiem który jakby z nim kręcił przede mną. Tak, jakby wgl nie był mną zainteresowany, jakby nie miał o czym, i nie chciał ze mną rozmawiać. Zrobiłem najgorszą rzecz na świecie.
Więc od razu z nim zerwałem, nie bawię się w liche kłamstewka, w oszukiwanie samego siebie. Wstyd mam ogromny. Nie mogę jeść. Pomimo tego, że już nie mam takich zapędów autoagresywnych jak dawno temu, to jednak nie jedzenie i wysiłek siłowy taki by potem mnie wszystko bolało to jakaś nowa odmiana chyba.
W środę byliśmy razem na ognisku partyjnym, to, że mogłem przy nim przebywać i tak dawało mi kilogramy szczęścia. Jednak po pewnym czasie szczęście to zostało rozdrapane, podeptane. Nie dziwię mu się. I tak mu ufam. Mam nadzieję, że też mi kiedyś zaufa.
Dziś z Misą mieliśmy się spotkać o 11 u niej. Pójść poćwiczyć, trenujemy razem. 10:30, idę przez osiedle. Nigdy nie chodzę przez osiedle, ale chciałem kupić fajki w jednym sklepie. Jakiś drechol podlatuje. Zaczyna mnie zaczepiać. Odchodzi. Wraca. Pierdoli coś. Odchodzi, wraca. coraz mocniej za każdym razem się przypierdala. Chce pieniędzy. Na początku jasne, że z nim deliberowałem, nie dam mu kurwa moich pieniędzy. Jednak przed, jak on to nazwał, ,,kosą" nogi mi się prawie ugięły. 50 dych, poczucie wszelkiego bezpieczeństwa i radości z tego że powoli robi się niby lepiej zniknęło. Kurwa.
Od paru miesięcy przeglądam oferty wynajmu mieszkań, teraz wiem, że to się mocno przyśpieszy.
Jak wracałem do domu (zbierałem podpisy pod projektem ustawy Świecka Szkoła) bałem się jeszcze zahaczyć o sklep. Totalnie się bałem.
Niech wszystko spłonie
Niech będzie koniec
Dokumenty, bilety
Wszystkie gesty i słowa
Spalę wszystko doszczętnie
Potem zacznę, od nowa!
Od dwóch-trzech tygodni zaczyna mi powracać bunt. A nie! Juz wiem, od kiedy wybory prezydenckie wygrał Andrzej Duda. Wtedy przecież poczułem się jakbym był w Polsce sprzed 10 lat. (nie chcę nikogo urazić, mój blog, moje poglądy, NIC INTERPERSONALNEGO.)
Dziś spotkałem się między innymi z Roksaną, byłem z nią w Józefowie, świetna osoba, nic się nie zmieniła. Dalej zajebista.
Mijają równo dwa lata od tego jak wyszedłem z Józefowa. Dwa lata temu zostałem pobity po domem. Dziś okradziony ze 150 metrów od niego. W międzyczasie było wiele innych, złych sytuacji.
W przeciągu 4 miesięcy się wyprowadzam, jedynym problemem będzie internet i dojazd do szkoły, jakoś dam radę. Tylko nie jestem pewien z kim zamieszkam. Może z Frysiem?
Dziś, z perspektywy prawie pełnoletniej osoby, wiedzę jak dużo się zmieniło w moim życiu. Na prawdę, hardcorowo dużo. Ale dalej nie czuję sensu. Dalej, pomimo tego ile czasu minęło. Pomimo tego, że próbuję, że chcę. Nie ma sensu. Na świecie widzę wciąż pełno nienawiści. Bez przerwy mnie spotyka, a czasem czuję że jest z mojej winy. Dziś nienawidzę. Dziś nie chcę. Dziś nie potrzebuję.
W środę psychoterapeutka powiedziała mi że nie mogę pić codziennie. Tylko powiedziałem jej o dwóch tygodniach, nie miesiącach. Pomijając fakt, że nie wie o innych rzeczach, przez które już mi sie zamazuje delikatnie obraz. Już piszę gorzej, brzydziej, bez składni i z masą błędów. Chyba i tak po mnie nie widać aż tak tego wieczornego stylu życia, tego co robię kiedy przychodzi noc, a potem jej siostra.
PS. Piszcie do mnie, w komentarzach, na fejsie, znamy sie czy nie, dajcie mi jakoś zająć czymś umysł. Jakoś potrzebuję tego.
poniedziałek, 25 maja 2015
,,Wszyscy nosimy nasze więzienia ze sobą. Moim jest moja przeszłość. Twoim jest twoja moralność."
Wczoraj chciałem się pouczyć, odrobić coś. Nie byłem w stanie. Jestem totalnie wykończony już tym zapierdolem. Szkoła, prace domowe, dom, kontakty z ludźmi, partia, młodzieżówka, ogólnie polityka, imprezy, chęć zrobienia czegoś dobrego, to na prawdę totalny zapieprz. W końcu stwierdziłem że pierdolę, o 18 pojechałem do Misy. Okazało się tam, że ta ma niezłego kaca, i nie wyszła z pokoju. Nie wyszła spokoju podczas gdy w jej domu był tłum jakichś ludzi. Ja wszedłem tak po prostu, akurat ci ludzie siedzieli w ogrodzie, wchodzę po schodach, otwierają się drzwi na górze a Misa wybiega w szlafroku i w momencie jak mnie zobaczyła nagle stanęła jak spetryfikowana. Beka trochę. No ale spoko, nie pierwszy raz ją w szlafroku widzę. Postanowiliśmy, że wejdziemy do górnej części domu z powrotem, a tam przywitamy się z tymi jakimiś ludźmi. Wchodzimy, widzimy uchylone drzwi do salonu. Chcemy się przywitać, ale stanęliśmy w drzwiach jak wryci. Jakaś dwójka osób, której nigdy nie widzieliśmy przewija bobasa.
Nie ogarnęli nas, zresztą, po chwili byliśmy zamknięci w jej pokoju i śmialiśmy się na cały głos. Odsłoniliśmy rolety, patrzymy na ogród, dobra jest z 14 osób, no nieźle. Szybko się ogarniamy, no głównie misa bo była w szlafroku w końcu. No i wbijamy do nich. Okazało się, że nikomu nie powiedziała, że wbiję, w końcu większość nie wiedziała, że ona tam jest. Trochę śmiesznie, bo znałem tam z 3/4 osoby, oprócz jej mamy oczywiście. W końcu jednak często tam bywam. Po pewnym czasie i tak zeszło na politykę, no bo jak. W sumie nie rozumiem, czemu ludzie z tego pokolenia tak mnie lubią. W końcu mam kolczyki i farbuję włosy, i wgl jestem taki lewy. No ale nie szkodzi. (Dla uściślenia, to były 40 urodziny Grześka, nie ogarniam swojego życia).
Nie ogarniam też tego, że potem piliśmy. Dwa tygodnie temu piłem z rocznikami 90-95, tydzień temu 97-00, a wczoraj 74-80. Dokąd zmierza moje życie.
A zaraz, przecież w środę piłem z rocznikami 45-90, tak, niezła rozpiętość. Ale i tak było zajebiście.
NA PRAWDĘ. DOKĄD ZMIERZA MOJE ŻYCIE.
Potem okazało się, że cisza wyborcza się przedłużyła.
Po jakimś czasie cała ekipa się musiała zbierać, ze wszystkimi całuski i graby.
Dokąd.
Potem z Misą wyszliśmy przez okno, wróciliśmy do domu, usiedliśmy z jej mamą i oglądaliśmy wieczór wyborczy.
Misie było przykro, ja byłem po prostu zdegustowany, a mama Misy, w sumie sam nie wiem. No zadowolona nie była.
Dziś, idąc ulicami, czy jadąc autobusem, czuję, jakby Polska cofnęła się 10 lat w tył. No ale co tam. Może przesadzam, może wszystko wyjdzie na dobre ostatecznie.
#jutrobędzielepiej co nie?
PS. Nie wiem czemu notatka z soboty była zapisana jako robocza, to tam niżej już jest opublikowana.
sobota, 23 maja 2015
A co jeśli jesteśmy wymysłem innych?
Ale coś mnie trzyma. Nie pozwala mi otworzyć oczu, nie pozwala ruszyć. Kac jak skurwysyn, zdaje sobie sprawę, że wczoraj piłem. sporo. Przeczołganie się do kuchni, wypicie soku pomidorowego i dwie multiwitaminy po 20 minutach już coś polepszyły. Prysznic, ogarnianie się. Próbowałem sporo czasu pozbyć się bryzy alkoholu i ogniska, usunąć worki pod oczami na pół twarzy i wgl żyć, jakoś dało radę. Parę minut po 8 jak byłem w środku trasy B. wsiadł do autobusu. Byliśmy już o 8:30, tak jak mieliśmy być. Pomagaliśmy rozstawić namiot pani malującej paznokcie, a potem innej pani sprzedającej lody. Rozwieszaliśmy wszędzie balony, oczywiście też dmuchaliśmy i zawiązywaliśmy, ale jakoś tak, na ostrym kacu, i ze złym humorem nie sprawiało mi to tyle radości. Potem klauni, nie lubię, ale jak tak patrzyłem jak dzieci się cieszyły to to serio było zajebiste. Stanąłem przy grupce wolontariuszy i pomagałem im z balonami, był już niezły zapierdol.
W pewnym momencie zacząłem się tak bardziej rozglądać, jakoś nie zwróciłem uwagi na to, że przecież wszystkie dzieci są chore. Widziałem chłopca na wózku z przywiązanym balonikiem, zwróconym w stronę gdzie klauny bawiły się z dziećmi. Sam, taka totalna samotność i nie moc. To był ten moment gdzie czułem, że w środku zaczynam pękać. Ale nie wolno, trzeba być twardym. One muszą, to jak to by wyglądało, jakbym ja nie był? Zacząłem się bardziej rozglądać. Jeju, tłum chorych dzieci, chłopiec po amputacji, dzieci na wózkach, takie chore na bardzo różne, straszne rzeczy. Wtedy dopiero zacząłem odczuwać w pełni radość z tego, że tam jestem, patrząc na to jakie są zajebiście silne. Zajebiście kochane, nie poddające się. Wtedy na prawdę miałem uśmiech na ryju, i tak z tym uśmiechem zapierdalałem tak szybko jak mogłem. Jestem słaby w kontaktach z dziećmi, ale tak się cieszę, że potem jak ktoś dawał im te baloniki, albo te dzieci gromadziły się pod namiotami, to jest w tym cząstka mojej pracy. Teraz mam łzy w oczach, chyba za chwilę się poryczę, ale one były takie wspaniałe... Chyba w wakacje na stałe wstąpię do fundacji. Teraz tylko pomagałem w pikniku w Centrum Zdrowia Dziecka, ale to było super. I też robiło mi się tak ciepło w środku, jak widziałem jak organizatorzy są przeszczęśliwi, że tak fajnie wszystko wyszło pomimo średniej pogody...
Potem poszedłem na marsz Prekariatu, ale byłem króciutko bo strasznie samotnie jakoś się czułem, pojechałem do Arkadii do Misy, Leny i Ali. Był ,,Ajgor" wgl. I rozdawali coca colę. No nieźle. Potem do centrum, zbierałem podpisy pod Szkołę Świecką, już 73, ostro. Wiem, że to się może wydawać śmiesznie mało, ale kurde, zbieram tydzień, i to nieźle się odpierdalając, dziś na przykład na mega kacu. Jakby ktoś chciał się podpisać niech do mnie pisze (!)
Potem było parę innych rzeczy, ale dla mnie nie wystarczająco istotnych. Jestem ostro wykończony.
I właśnie pierwszy raz w życiu chyba zagłosuję na eurowizji, Loic Nottet - Rhythm Inside, obczajcie sobie
piątek, 22 maja 2015
NOTKA Z DEDYKACJĄ
Dla osoby która zadzwoniła DO MOJEGO CHŁOPAKA i powiedziała, żeby się odpierdolił ode mnie, bo jak nie, to go znajdzie i mu przyjebie, już pomijając fakt, ŻE PODAŁA SIĘ ZA MOJĄ DZIEWCZYNĘ.
Kochana jeśli będziesz chciała jeszcze podzwonić czy coś, to sprawa nie wyląduje tylko na policji. Nie toleruję takich akcji, więc wiesz, po prostu spieprzaj.
Przepraszam resztę czytelników, ale mam mocne podejrzenia, by sądzić, że to osoba, która czyta tego bloga
czwartek, 21 maja 2015
Biały planetarny mag
Piąta rano, ale mus to mus. Wstaje lepiej niż ostatnio mi się zdarzało, w sumie pierwszy raz byłem na pierwszej lekcji od wielkanocy. Chociaż.. na pierwszej to za mało, byłem godzinę wcześniej na poprawie chemii. Dostałem dwa ze sprawdzianu, nie mogłem tego tak zostawić. Zanim wyszedłem napisałem szybko ściągę znajomej bo chciała pomocy, jak jej ją podrzucałem myślałem, że serce mi jebnie, serio tak się stresowałem. Potem lekcje, standardowo. W czwartki teraz kończę 12:30, zmienił mi się plan.
Jechałem sam autobusem, na szczęście nie był taki stary. Jechał prosto do mnie, ale wiedziałem, że jak wysiądę nie pójdę do domu. Stwierdziłem, że odwiedzę gimnazjum. Wchodząc na teren, dosłownie, teren, poczułem mocny stres, ale dający się zdusić. Wchodzę do budynku, podłoga nadal nie umyta, na ścianach te same plany i rysy. Na wejściu ta sama kobieta co zawsze, tylko starsza. Zaczynam rozmowę, lecz wyjątkowo łatwo czuć było w niej niechęć, ale nie poddawałem się, trzymałem dalej ten uśmiech na twarzy. Byłem w sumie mocno zaskoczony, już zapomniałem, jak to jest być w szkole, gdzie wchodząc nikt się do Ciebie nie uśmiecha, ani nie pyta jak pomóc. W mojej obecnej, jak wchodzę do sekretariatu, spotykam tylko miłą, ale zapracowaną panią sekretarkę, jest strasznie fajna.
Tu było inaczej.
Tu woźna pilnowała wejścia.
Idiotka mi powiedziała, że żadne sale się nie zmieniły i sam powinienem pamiętać gdzie iść.
Po pierwsze, zmieniły się. Po drugie, całe pierwsze piętro miało matury. Ale już wychodząc nie chciało mi się jej tego mówić.
Poszedłem pod nauczycielski. Siedziałem tam z 8 minut, ale dłużyło mi się strasznie. Czas dzwonka wywołał u mnie kolejną falę stresu. Cały ten kortyzol* w krwi dał o sobie znać. Ojej, pani od XX, o! Pan od YY. Szkoda, że nikt mnie nie poznawał. Uśmiechałem się do każdego po kolei ale żaden nie zareagował. W końcu patrzę, z nauczycielskiego wychodzi ona. Moja wychowawczyni.
Podchodzi do ucznia, swoim standardowym, wyuczonym (z perspektywy czasu, po już 10 latach interesowania się mową ciała, niezbyt trudno odróżnić co jest wyuczone) gestem delikatnie obejmuje ucznia, wysoko. Uśmiecha się delikatnie przechylając głowę i uśmiechając, bez odchylenia warg.
Nie szczerze.
Stoję przed nią. Jej twarz z sekundy na sekundę zmieniała wyraz. W pierwszej było ,,kto to?". W drugiej ,,co kurwa?!". W trzeciej znowu ten uśmiech. Nie poznała mnie na początku (ona przynajmniej tylko na początku, nie?). Musieliśmy zejść piętro niżej bo miała zaprowadzić jakiegoś ucznia na stołówkę, nie ogarniam po co. Stałem przed tą stołówką. Parę znajomych twarzy, niechętnie widzianych. Przechodziła pani od fizyki. Poznała mnie, jako jedyna z nauczycieli, ta z którą miałem jedną lekcję tygodniowo, dało mi to chwilę rozluźnienia. Jednak to trochę dziwne, że to ona mnie pamiętała, zawsze ją strasznie lubiłem ale nigdy tego nie okazywałem jakoś szczególnie.
Wyszła, spytała się co u mnie. Opowiadam.
Jedna dwójka na semestr.
Przewodniczący klasy.
Sekretarz młodzieżówki partyjnej.
Aktywny społecznie.
Szczęśliwy.
Łyso jej się zrobiło. Dalej uśmiech. Ale poczułem jednak, że serio się ucieszyła, że ,,wyszedłem na prostą". Sam oczywiście się zajebiście z tego powodu cieszę, ale jednak nadal, od niej wydawało mi się to być lekką pogardą. Nadal czułem się tu inny. Zatrzymała na korytarzu dziewczynę z którą chodziłem do klasy w gimnazjum, sama uciekła na odprawę, szkoda, że jakoś wszyscy nauczyciele cały czas łazili po szkole. Po tym jak w dwóch zdaniach powiedziałem jej co u mnie. Po prostu. Na pożegnanie już całus w policzek, nie podanie ręki. W końcu teraz widzi, że jestem... może nie prawidłowy, ale bliżej mi do zgodności z systemem niż trzy lata temu.
Gadałem z tą dziewczyną chwilę, po sekundzie mijała nas druga dziewczyna z klasy i z nią też dwa zdania.
Wtedy poczułem, że już czas żebym ja uciekał. Serce bolało mocniej, temperatura była większa, chęć ucieczki nieopanowana. Idę na parter. Byle do drzwi, czym prędzej, jak najszybciej, znowu ta brudna podłoga, te spojrzenia, że jedyna osoba na 500 z kolczykami i farbowanymi włosami, że połowa o nim słyszała od jednej czwartej, może nawet pokuszę się o stwierdzenie, że to ten. Znowu ta stara idiotka, przy tym starym biurku, na tej betonowej podłodze jak w bunkrze, gdzie nawet ściany są czarno żółte pod kątem do drogi ewakuacji. Znowu odpowiedzieć jej na pytanie, znowu czym prędzej wyjść z tego budynku. Wychodzę pierwsze kroki, zwalniam, oddech zwalnia, uświadamiam sobie tylko jedno.
Już zapomniałem jak nienawidziłem tego miejsca. Nie miałem pojęcia, jaki stres pozostał we mnie, tam głęboko, zakodowany.
Tylko te 100 metrów do domu, na 15 piętro, na balkon, na ławkę, na papierosa. Dzwonię zestresowany do babci, jest w sklepie o
bok. Lecę tam jej pomóc. Potem jeszcze do ,,restauracji" (chińczyka) za sklepem, kupuję mintaja w czymś.
Wracając do domu spotykam starą znajomą, bardzo starą. Została sierotą. Ale jakimś cudem, wydawało mi się, jakby było z nią odrobinę lepiej. Lepiej niż kiedyś. Pierwszy raz nie uciekała przed rozmową, przed zwróceniem się przodem ciała do rozmówcy, przed wzrokiem nawet w miarę.
Do domu.
Jadąc potem na patelnię spotkałem panią od angielskiego z gimnazjum, przez 3 lata nie wiedziałem, że jest taka zajebista, a ona nie wiedziała, że ja mam tyle z nią wspólnego. W sumie niezły szok, aż mi się smutno zrobiło, że bywałem taki zlewczy do niej, po bandzie.
Poznanie nowej znajomej, która z tydzień/dwa temu zaczęła do mnie pisać, zbieranie podpisów pod projektem ustawy ,,Świecka Szkoła" a potem spotkanie młodzieżówki. B. nie przyszedł. Było parę osób, skończyło się oglądaniem debaty. Komorowski na prawdę dobrze wyszedł.
Nie chce mi się już przedłużać, pojechałem do domu i tu jestem, teraz, ludzi brak, babka za ścianą, chciałbym się odurzyć, ale nie chce mi się nic wynajdywać teraz. W końcu trzeźwa doba będzie. O, minęła dwie minuty temu, lepiej pójdę już spać, w końcu dziś idę na piwo z klasa.
czwartek, 14 maja 2015
And she came to give her blessing, one causing devastation
Ponad miesiąc temu dołączyłem do młodzieżówki partyjnej. Zacząłem się serio angażować. To jest zajebiste. Wiem jaka partia jutro powstanie, chociaż nie powiedzieli tego jeszcze nigdzie, z Anią Grodzką na Ty, zresztą jak z innymi ,,fajnymi" osobami. Byłem w telewizji, byłem w internecie, zostałem sekretarzem koła Warszawskiego, dzieje się.
Od dziś zbieram podpisy pod projektem ustawy, który ma wywalić ze szkół religię. Wpiszcie sobie w google ,,Szkoła Świecka". W sumie zrobię tu reklamę, bo to sprawa która trafia we mnie mocno, więc jak popieracie, napiszcie do mnie e-maila (na dracullaedek@gmail.com) a jeszcze lepiej, jakbyście napisali na fejsie. Tym bardziej piszcie jak macie jakichś ludzi którzy popierają. Albo chcecie pomóc mi zebrać. Czemu nie miałoby być religii w szkole?
Religia w szkole finansowana jest z budżetu państwa. Czyli z Waszych kieszeni. Nie obchodzi ich czy jesteście ateistami, pastafiarianami, hinduistami, okultystami, po prostu jest finansowana. Dzięki tej ustawie, religia znowu będzie uczona w kościele, a ewentualnie w szkołach jeśli rodzice postanowią się zbić na to. W dodatku to da dodatkowy zarobek szkole, a chyba wszyscy wiemy, jakie to ważne.
Dobra koniec komercji.
od wielkanocy codziennie piję, czasem jeszcze inne rzeczy. to chyba niezbyt dobrze, ale jakoś nie chce mi się przestać
B. jest niezwykły, zajebiście mi się podoba jego aktywność społeczna, jego radość, jego chęć życia, ale nie ma za dużo tematów między nami, nie wiem jak to będzie. Ale jest świetny, jako człowiek.
Dziś miałem taką popieprzoną sytuację, od jakiegoś czasu widziałem, że obserwuje mnie jedna dziewczyna, to dziś wychodząc z toalety w szkole stwierdziłem że podbiję, w końcu i tak nie mam na bardzo ,,hamulców", jak to mówią.
Okazało się, że jest z zapytaj, że zna mnie z photobloga, i Z BLOGA. Jeśli to czytasz to teraz coś wytłumaczę. Wiem, że mogłem się jakoś dziwnie zachowywać, ale po prostu byłem nieźle zaskoczony. Poznałem nie jedną osobę, która zna mnie z zapytaj, z photobloga, z facebooka, ale nigdy nikt mi nie powiedział, że zna mnie z bloga. Nie wiem czy na bieżąco czytasz, ale ucieszyłem się, że ktoś to czytał, i zapamiętał, a tym bardziej mile mi się zrobiło przez tego snapa późniejszego. po prostu jestem nieźle zaskoczony
Wczoraj pierwszy raz stawiałem tarota od dawna. Nie wierzę w końcu w tarota.
Ale się go boję.
Ale nie wierzę.
Jak zwykle kurwa. Idealnie.
Dlatego się go boję.
Jestem białym planetarnym magiem, według majów, może to przez tą intuicję która mi towarzyszy tak zawsze trafiam idealnie z tarotem? Nie wiem. Ale nie wierze i tak.
Psychoterapeutka stwierdziła, że jest po to, by widzieć kiedy zapala się czerwona lampka. A właśnie zaczyna się bardzo, bardzo, prawie niezauważalnie żarzyć, wgl, ona dobra jest. Bardzo dobrze rozpoznaje moją mowę ciała. podoba mi się to jak widzi mikroreakcje.
wtorek, 7 kwietnia 2015
Czułem, że muszę się schować.
czwartek, 2 kwietnia 2015
,,Le temps qui glisse est un salaud"
Znowu mi się śniła.
Potem widziałem na fejsie rysunek znajomej na grupie dla artystów.
Potem trafiłem na głupią komedię romantyczną na Polsacie. W sumie smutną komedię.
(500 dni miłości)
Ile czasu to może jeszcze trwać?
Nie czuję jakiejś zajebistej tęsknoty. ,,Zwracam uwagę" na innych. Wgl wszystko niby spoko tak bardzo. Ale cały czas jednak mam taki pusty fragment.
On me dit que l'destin se moque bien de nous,
Qu'ill ne nous donne rien et qu'ill nous promet tout
Ostatnio dużo choruję. Ogólnie pewnie do końca świąt nie ma mowy żebym wyszedł z domu. (Jestem ekstrawertykiem. Psychika mi jebnie do tego czasu 500 razy.)
Kiedy tak siedzę w sumie przypominają mi się pewne rzeczy.
Jak siedzieliśmy na chodniku w drodze do mac'a, pod drzewami które rosły tylko po jednej stronie ulicy, jak spotkaliśmy tam abstrachujów. Jak leżeliśmy w łóżku w Józefowie i słuchaliśmy muzyki z jej iPod'a, pixies, deftones i wielu innych, a słońce tak leniwie świeciło przez te mleczne wzmacniane szyby. Jak się oblewaliśmy u mnie wodą a potem siedzieliśmy na balkonie. Jak siedzieliśmy u jej taty bo baliśmy się zabić pająka (skurwysyn serio był wielki) a ten zaczął jej pokazywać zdjęcia największych pająków świata. Jak uroczo robiła 99% rzeczy.
I pare tych gorszych, ale nie wypada o nich tu pisać.
Tak strasznie boli mnie przepona. W dodatku w sercu nadal czuję takie łup łup. ale już małymi literami.
Zawsze miałem poglądy bliżej lewej strony, ale zaczynam myśleć nad wstąpieniem do FMS.
poniedziałek, 30 marca 2015
And she came to give her blessing, one causing devastation
Od jakiegoś czasu wieczorami czułem jakiś dziwny dyskomfort. jakby coś się we mnie rozlewało, tak w klatce piersiowej. Mogłoby to się wydawać przyjemne, ale nie. To mnie jakoś na swój sposób przerażało, i czułem się dobrze tylko siedząc po turecku, i nie chciałem się kłaść.no ale w końcu się kładłem i zasypiałem.
W środę stwierdziłem, że w sumie fajnie by było rzucić palenie i zacząć zbierać hajs żeby zbudować robota (jeśli ktoś tu wie jak zbudować drona proszę o kontakt).
Czwartek. 5:00
ŁUP. ŁUP.
Co jest kurwa
ŁUP. ŁUP.
Wybudzanie się zajęło pare sekund, by ogarnąć że serce mi zapierdala jakby jebało mnie od środka młotem pneumatycznym. Tylko w dodatku nie równo.
Podnoszę się, ok żyję jeszcze, byle by do pokoju obok.
-Coś jest kurwa nie tak
Babcia nie zrozumiała, ale pozwoliło jej się to wybudzić
-Cooo?
-Czuję jakby serce miało mi zaraz jebnąć
-Idź połóż się, może coś się przyśniło czy coś czasem nawet nie wiemy jak to na nas wpływa
-Dobrze wiem co mi się przyśniło i to nie to.
Widząc obojętną reakcję wkurwiłem się i poszedłem do pokoju.
Siedzę po turecku. Jest pieprzona 5 rano, za 3 godziny mam być w szkole a czuję się jakbym mógł być za 3 godziny w kostnicy.
6 rano. Poczułem że już dam radę się położyć. Siedząc po turecku czułem się bezpieczniej. To tak jakby niewidzialna ręka ,,boga" mogła by mnie na leżąco spokojnie udusić przyciskając klatkę piersiową.
Leżąc nie doczekałem sie snu ale czułem że lepiej leżeć.
7:00
Babcia wychodzi, będzie niedługo, mam się nie spóźnić do szkoły.
Niech spierdala.
musiałbym i tak już wychodzić a przecież 15 minut temu wstałem i zacząłem się ogarniać, i to wszystko robiąc 2 razy wolniej.
siedziałem chwilę. myślałem.
Kurwa muszę iść do tej szkoły. Wejdę już w środku drugiej biologii.
Może przeżyję.
Rzucam kurwa palenie.
Na każdej przerwie i lekcji idę do toalety by chwilę się ogarnąć i spróbować uspokoić to serce.
Wychowawczyni wysyła mnie do pielęgniarki.
Miło. Babcia to totalnie zlała w przeciwieństwie do prawie obcej kobiety.
Pielęgniarka daje neospazminkę (Swoją drogą, może to i gówno, ale jestem chyba pierwszą osobą której odważono się dać co innego niż paracetamol) i byłem zaskoczony, tym że trochę się to wszystko ogarnęło.
Wróciłem do domu. Oczywiście że babcia nie wie o co jestem zły.
Ostatnimi czasy ciocia, ta biologiczna, siostra mamy, tak z tydzień temu zadzwoniła do mnie. nawet mniej. Okazało się że Timur, ojczym, dzwonił do niej i wypytywał o moje dane osobowe.
Śmieszy mnie to. Byłem najbardziej pozytywnie nastawioną osobą do niego w całej rodzinie. Powiedział że jak się nie chcę z nim kontaktować to i tak dostanę wezwanie do sądu.
A już wiem, to było w sobotę. Bo zanim poszedłem na piwo z klasą.
Sobota tydzień wcześniej, po 21
Ja, 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9. Wszystkie numerki poza dwoma z mojej klasy (hehe, numerki). Mnie znacie, 1- dziewczyna, kiedyś się mocniej zadawała z 2, 2- dziewczyna kiedyś się mocniej zadawała z 1, dziś bardziej z resztą, 3- starsza znajoma, 4- przyjaciółka starszej znajomej, 5- osobą, o której długo myślałem że jest nadzieją klasy, po czym ogarnąłem że dużo ściąga. 6- w pierwszej klasie mnie sporo irytowała, na początku, i bywają okresy gdzie mnie irytuje bardziej i takie gdzie mniej, ale ogólnie zawsze normalnie można pogadać, 7- chłopak 6tki. Pierwszy raz go widziałem (wgl doszedł później). Byłem zszokowany że ma chłopaka, i w dodatku że robiła z nim różne rzeczy. Spoza mojej klasy. 8- stary, i to chyba serio bardzo stary przyjaciel 4, spoza mojej klasy. 9- moja wyimaginowana wydra (pomyliłem ilość osób).
Siedzimy przy stole, pijemy, gramy(siedzimy w Level Up'ie). butelka tak trochę też. fajnie, różne dziwne rzeczy robiliśmy. Dostałem zadanie by wyrwać kogoś z góry. 4 idzie patrzeć czy wykonuje. Widzi że podchodzę, biorę numer, wracam, i mówię:
Tak to się robi, kurwa.
Siedział tam akurat znajomy, hehe.
Ale, okazało się że jest tam też gość którego 4 poznała ostatnio w pociągu, dajmy mu numer 10.
Ja- wbijasz do nas?
10- Ummmm, no trochę nudno się już tu zrobiło, to w sumie mogę.
Idziemy, przyprowadzam go, 4 go przedstawia.
Ja i 10 nawijamy cały czas, czasem jeszcze do kogoś innego, generalnie fajny chłopak.
na moment poszedł po torbę na górę.
5- Was też on tak wkurwia?!
6- Nooo
4-Nie wiem ja z nim jeżdżę pociągiem i sobie gadamy
9-Jakiś dziwny jest, ale już poszedł to lepiej.
Widać było że 3 nawet nie zwraca uwagi bo ma wyjebane*w sumie prawidłowo*, a 1 chciałaby się nie zgodzić ale się wstydzi w sumie trochę
Ja- czemu niby, jest spoko.
Wrócił.
Siedzimy jeszcze chwilę, gadamy.
6-Możesz sobie stąd iść?
Trochę mnie zatkało. Harcereczka. Boże ale to takie chamskie.
No i poszedł.
Ten sam dzień, po 22
Telefon.
Rozmowa z babcią, byłem po paru drinkach i paru piwach, więc wiecie. Ale dobrze słyszałem.
-Piłaś coś?
-NEIE.
yhym.
Moja babcia nie ma problemów z alkoholem. Wydaje mi się że mogę mieć do niej zaufanie i jakby coś piła to by powiedziała.
A słyszę że mówi jakby była pijana, a w dodatku tak chce żebym wracał.
Jakby była pijana, albo miała wylew.
Ok. 22:40.
Dom.
Na pewno nic nie piłaś?
Na pewno.
Kurwa, ale coś widzę. Zdecydowałem się z nią siedzieć. Siedziałem tak półtorej godziny. Żaliła się nad wszystkim. Nad sytuacją z Timurem, nad życiem i śmiercią mamy, nad tym że dzwonił jakiś kuzyn co adoptował dwóch braci, i okazało się że jeden ma schizofrenię (paranoidalną!) a drugi kradnie, i że ma powoli wszystkiego dość. W trakcie tego wszystkiego zdążyła 8 razy przypomnieć o placuszkach co ciocia zrobiła, i że jednak piła.
Na następny dzień wytłumaczyłem jej że raz ja rok może się napić, ale niech mi kurwa mówi jak się pytam, bo trochę się wystraszyłem.
Bardziej ja się wystraszyłem w sobotę niż ona w czwartek.
Dziś. Tu i teraz.
Cały dzień siedzę w domu.
Piecze.
Kurczy się.
Kołacze.
Byłem u lekarza pierwszego kontaktu.
W sprawie jednoczesnej choroby. Antybiotyk, standardowo.
W sprawie serca, nic złego nie widzi.
W czerwcu wizyta u kardiologa.
Dożyć jeszcze kurwa muszę.
W celach zdrowotnych decyduję się przejść na Pescowegetarianizm/Ichtiwegetarianizm. Termin wprowadzenia zmiany ustalam do 7 dni.
czwartek, 12 marca 2015
Wielkie nieba!
Doszliśmy do wniosku, a raczej ona, że może to jakiś mechanizm obronny, że mózg starał się wymazać złe wspomnienia, ciągnąc za tym wszystkie kojarzące się z większą ilością emocji.
Ale zawsze mi się wydawało że byłem strasznie szczęśliwym dzieckiem, przecież byłem grzeczny i uśmiechnięty, co do wymazywania? Przecież nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego jaką mam sytuację rodzinną i tak dalej, przynajmniej nie świadomie.
Okazało się, że nie. Leżałem w nocy, i nagle sobie przypomniałem, tak, jakbym zawsze to pamiętał i nigdy nie zapomniał, jakby to było coś oczywistego. Przecież w przedszkolu najczęściej płakałem z grupy, i setki razy w nocy ryczałem i nawet babci ani dziadkowi tego nie okazywałem. Bardzo często to się odnosiło do tęsknoty za mamą, do tego uczucia jak byłem pewien że dziś przyjedzie i w ostatniej chwili dostawałem wiadomość że jednak nie.
Jednak zauważyliśmy też dziwną rzecz, nie pamiętam żebym się złościł. Jedyne wspomnienia gdzie jestem wściekły (pomijając te dotyczące autoagresji) to te z najbardziej skondensowanej fali buntu młodzieńczego sprzed tam 2 lat bodajże.
Miałem dziwnie melanżowy tydzień. No może dwa. Tydzień temu w weekend osiemnastka siostry(Kto nie wie, córka mojej matki chrzestnej, znamy się od urodzenia <dosłownie> i jakoś tak z przyzwyczajenia nazywamy się rodzeństwem. W sumie to zabawne bo jesteśmy mocno różni, ale zawsze mnie bawiła jej skłonność do tragizowania w wielu sytuacjach, jak i podobała mi się chęć do działania i zapał nie kończący się po 5 minutach), zupełnie nie moje towarzystwo ale było bardzo fajnie. No i ogólnie prawie codziennie zdarzało mi się pić lub jarać, z soboty na niedzielę w dodatku wylądowałem w klubie Lucid. Widać że towarzystwo nie najlepsze, ale było bardzo fajnie, byłem z dziewczynami, no i było parę innych znajomych bo sprzedawałem wejściówki. Wcześniej w sobotę wpadła do mnie Lena, zjaraliśmy się i oglądaliśmy program o rybach, a potem muzyczne żeby poznać gusta dzisiejszej młodzieży.
W poniedziałek zobaczyłem się z R., u mnie skręciłem blanta, babcia dała nam pierożki, poszliśmy się zjarać do lasu. Strasznie się cieszę, że się z nią spotkałem. Przypomniała mi o pięknie mojego osiedla. Kiedy robiła zdjęcia z mojego balkonu zobaczyłem ten zajebisty zachód słońca, który codziennie jest trochę inny. Jak byłem mały to kochałem na nie patrzeć, wyglądały tak magicznie. To samo jak siedzieliśmy w lesie. Tak zajebiście było słychać ptaki, niebo czyste, trudno mi znaleźć epitety, było zajebiście. Jak wyszliśmy z lasu na niebie chmury ułożyły się w pasy, jakby przycięte, świetne. Potem odwiozłem R. z dwa przystanki i wysiadłem grać w Ingressa (mam na punkcie tej gry jazdę od kilku miesięcy, polecam wygooglować, albo obczaić filmy promujące grę, jak ten https://www.youtube.com/watch?v=Y6-JAm3NCAk jak ktoś się zdecyduje grać niech najpierw do mnie napisze
) i chodziłem tak po parkach i osiedlach pobliskich, jak wracałem to patrzyłem na gwiazdy. Dawno nie patrzyłem tak na gwiazdy.
No i jestem chory.
poniedziałek, 16 lutego 2015
How Big, How Blue, How Beautiful.
Ojczym do mnie napisał, to krzyżuje plany. Plany sądowe, osobiste, trochę życiowe, może bardziej może mniej. Nie wiem.
Nie poszedłem dziś do szkoły, od 2-3 dni jakoś źle się czuje. Zimno mi. Kaszlę. mam 35.8, może tragedii nie ma ale dziwnie.
No i chce mi się tragicznie wymiotować.
W piątek L. miała urodziny, poszliśmy do misy i piliśmy. Mam totalne deja vu, czy już kiedyś tego nie pisałem?
Ostatnio sporo gram w Ingressa, strasznie fajna gra, mocno motywuje do chodzenia.
Ostatnio spotkałem się z ciocią. W sumie z pół miesiąca temu. Dziwnie. Fajnie.
Ogólnie u mnie niby dobrze, jedna dwójka na semestr, jak na 2 liceum wydaje mi się że nieźle. Ale jestem na siebie nadal wkurwiony za zjebanie kartkówki z redoksów.
Śniło mi się że byłem u Martynki, standard, wchodzimy po schodach, witam się z jej tatą w pokoiku po prawej, na górę, na moment do niej i do kuchni, jej mama, jakaś krótka rozmowa, kawa mrożona i do jej pokoju, film i wgl. aghr.
Ogólnie czuję się dość samotnie.
Zimno.
Nudno.
Idę sprawdzić czy nie ma jakiegoś wina otwartego.
poniedziałek, 26 stycznia 2015
Nazywam sie niebo!
Pisze z telefonu wiec wybaczcie mi bledy Interpunkcyje I najlepiej wszystkie. I to ze ten telefon pisze I zawsze duze.
Nie mam sily podejsc do komputera. To jeden z tych dni, w ktorych pomimo tego zdrowego trybu zycia, cwiczen I spotkan ze znajomymo czuje jakby kwantowy umysl zamknal sie w samymsrodku, a wszelka jazn nadal bylaby w nicosci.
O ile wiecie o co chodzi.
Nazywam sie niebo!
Mam wszystko co trzeba,
To ja jestem ksiezyc I slonce
Zle sie tez czuje z tym ze wpierdolilem nachosy w kinie a z godzine temu w dodatku orzeszki. Ja pierdole. I chodz dzien niby byl spoko to I tak jakos bylo mi troche smutno.
W dodatku czuje sie praktycznie zlewany odrobine.
Juz minely 3 miesiace jak jestem singlem I nadal mi sie nie podoba. Pare dni temu wyjebala mnie ze znajomych. Troche smutne. Bo wiem ze jakby napisala cokolwiek zebysmh sprobowali czy cos to bym pekl. Ale od momentu jak zerwalem nie dostalem zadnej odpowiedzi. Troche smutne jest to ze wyjebala tez wszystkich poznanych przeze mnie. Szkoda.