Znaczy w sumie teraz to się czuję zajebiście.
w końcu spokój.
Ale oprócz tego zdaje sobie sprawę, że na zdrowe mi to wszystko nie wyszło.
W piątek koncert The Dumplings, muszę być w pełni zdrów.
Jutro miałem iść do kina, na Chappiego, i głupio mi, że tak nieodpowiedzialnie szargam zdrowiem i raczej z nimi nie pójdę, a organizowałem.
Wkurwiłem się na tych z pracy. Totalna dezorganizacja, jak chcą w ten sposób cokolwiek osiągnąć. Pewnie nie będę miał jednak pracy a najgorsze, że nie przez moje błędy tylko ich. Bo idioci nie potrafią niczego ogarnąć. Ale trzeba się pogodzić.
Ostatnio trafiam na ciekawe filmy i tak dalej. Z dwa tygodnie temu obejrzałem Ciało/Body, choć opowieści R. wskazywały na to, że to nic ciekawego, mnie urzekł. Dokładnością w szczegółach, i końcówką. W dodatku obejrzałem wtedy tamte głupie, ale fajne 500 dni miłości, ale z dwa dni temu trafiłem na perełkę którą zapamiętam na długo.
Za bramą ogrodu. Bajka dla dzieci. 10 odcinków, każdy po 10 minut. http://www.kreskowkazone.pl/odcinki-online_za-brama-ogrodu-2014 Do obejrzenia tu, na prawdę polecam, może Was też tak urzeknie jak mnie, można tak jak ja, potraktować to jak film i obejrzeć wszystko od razu (tylko 100 minut, to i tak by nie wyszedł zbyt długi film) tylko jak ktoś obejrzy, to niech do mnie napisze, to sobie popiszemy.
Wczoraj miałem tak pojebany sen, że zastanawiałem się czy go tu nie spisać, ale nie chciało mi się. Dziś rzucę rysem.
Niedaleka przyszłość. Statek ląduje na jakiejś planecie, bo zdatna do życia, bo tam coś nas przyciągnęło.
Nas?
Mnie, moich przyjaciół, znajomych, z połowę klasy, no i sporo randomowych osób.
Pierwsza noc tam, jeszcze nikt nie wyszedł ze statku od wylądowania. Dziwne odgłosy. Jakby coś uderzało z zewnątrz. Ale co tam, śpimy.
Dzień.
Wyszliśmy na zewnątrz. Nowy świat, rośliny- krzaki, trochę trawy, trochę drzew, standard. Ziemia=piach. Jakieś urwiska i inne bajery. Budujemy, minęło trochę czasu, i jakiś dziwne coś nagle biegnie w naszą stronę. Wiadomo, wszyscy spieprzamy. Ale jak było już zajebiście blisko mnie, nie miałem jak uciec. Po prostu złapałem coś za blachę którą na sobie miało, okazało się, że strasznie łatwą do zerwania. I tak mijały kolejne dni.
Jak coś się pojawiało, ja i jakaś seksi laska <no i jakieś randomy> zrywaliśmy im te blachy jak się pojawiali, wszystko spoko.
Tylko pewnego dnia tak siedzimy i już widzimy jak biegną, ale nie do nas, spierdalają. Słychać coś, jak dźwięki binauralne. To takie jakby szybkie fale jednostajnego dźwięku.
Czuć że coś nadchodzi. Serio. Czułem to tak głęboko, że ni chuja nie pomyślałbym, że to sen (często mam świadome).
Ale najdziwniejsze było to, że nagle wszystko się rozmyło. Totalnie. Po chwili wszystko co widziałem, to tak jakbym był w niebieskiej nicości, a na oczach miał jakieś pojebane fraktale. to trwało dość długo.
Potem wróciłem ,,na ziemię" (hehe). Na naszą osadę spadła kula, trochę metalu, trochę ognia, trochę życia. Nie umiem opisać co to było. Nie było to tyle doświadczenie wzrokowe, co kinestetyczne. Czułem to. I czułem, że muszę się schować.
Wszedłem do jakiejś rury, siedziałem tam, ale nadal to czułem, czułem też, że to czuje mnie. Nie czułem lęku. nic a nic. tylko czułem że muszę się schować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz