WE ARE WHAT WE ARE

WE ARE WHAT WE ARE

niedziela, 6 maja 2012

,,I gdy przyjdziemy po Ciebie Będziemy cali ubrani w błękit"'

Oh, wszedłem na fotobloga a tu aż tyle wejść... pewnie 99% moich. 

Uczciłem to zajadając się cukrem pudrem.



Mam dylemat. Patrzę na rybę, a właściwie paluszki rybne, wiem, ze Doctor je lubi. Ale patrzę na to i mi nie dobrze. Z drugiej strony też mam zagrożenie anemii. Mógłbym być ichtiowegetarianem. Ale co to jest za wegetarianizm...



Nienawidzę jak mój autorytet albo wiedza na pewne tematy jest podważana.



Spytano się mnie, kim chcę być w przyszłości. Jakbym miał na to odpowiedzieć, musiałbym napisać książkę.

Chudy chłopak w płaszczu podróżnym. Musi uciekać. Jak zwykle.
Nie ma nic do czego byłby przywiązany. Nic go nie trzyma. Nie licząc ewentualnej garstki osób.
Jego życie przypomina serial sci-fi.



Chciałbym podróżować po czasie i przestrzeni. Pojawiać się w różnych momentach historii. Poznawać tajemnice które skrywa mrok czasu.
Bo chcę wierzyć, że jakieś skrywa.

Powiedziałem, że nie wiem.



Babcia twierdzi, że nie mogę iść do domu dziecka. Ma problem.


Zbyt dużo cieni. Kiedy będę miał 18 lat, zakładając, że będę żył, od razu się stąd wyniosę. Powoli nabieram ochoty by uciec jak matka, jak najdalej, za granicę. Ucieknę do Anglii. 

I tak wiem, że nigdy nie będę nikim kto by mógł poznać tajemnice rządowe. Kto by mógł mieć jakikolwiek wpływ na los. Jestem tylko szarym sukinsynem, który ma klapki na oczach i idzie prosto nie rozglądając się na boki.
,,Ponieważ narkotyki nigdy nie działają,
Dadzą ci głupawy uśmieszek,
Mają metody, byś pozostał czysty,
Rozwalą ci głowę,
Rozerwą ci ambicje na strzępy
Kolejny tryb morderczej maszyny."


Wolałem czasy beztroskiej zabawy. Kiedy to nie obchodziło mnie to, że każdy dzień jest taki sam. Kiedy nie odczuwałem większych potrzeb niż zabawa czy pójście do toalety. Kiedy... życie było jak w biblijnym raju, w którym nie ma się problemów i żyje się nie myśląc. Tylko instynktownie.


Nawet nie wiem o czym to jest blog. Przytyłem kilogram. Nie wiem po co daję tego posta, jest niespójny i bezsensowny. Nie mam uczuć. Oprócz jednego. A właściwie dwóch.

Upadli mażą o spojrzeniu w słońce. W słońce od którego się odwrócili, nie ze swojej winy. Z winy świata.

,,(...) <Doctor> Człowiek, który pojawia się znikąd i zbawia świat, ale czasami nie. Wszystkie te ślady w historii, gdzie nie było po nim śladu... Chciałem wiedzieć, dlaczego nie. Ale nie muszę więcej pytać. Znam odpowiedź teraz: Czasami Doctor patrzy na tą planetę, i odwraca oczy ze wstydem. Nagrywam to na wypadek, gdyby ktoś to zobaczył. Zobaczył, jak świat się skończył."



Chyba będę pisał tego posta cały dzień. Nigdy nie skończę. Właśnie ,,babcia"... przestanę ją tak nazywać. Właśnie ta dziwka wpieprzyła mi się do pokoju i ma problemy do mnie. Nienawidzę jej. To jedyne uczucie jakie mi pozostało do niej, jak i jedyne które pozostało we mnie. Nie puści mnie kurwa co domu dziecka. Nie puści do psychologa. Idiotka udaje że nie rozumie co mówię. Powtarzam na 100 sposobów a ona dalej od rzeczy pierdoli. I kurwa potem mi zamyka drzwi przed twarzą mówiąc że jestem agresywny i źle wychowany. ŹLE KURWA WYCHOWANY.

Niszczenie psychiki ludziom to jej hobby.

Kurwa. Idę kupić coś ostrego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz