Byłem wkurwiony za te wybory. Sory, podchodzę do tego emocjonalnie co może i śmieszy niektórych, ale ważne jest dla mnie to co się dzieje i w kraju, i na świecie. Doprowadziło to do kłótni w wujkiem i ciocią, ale tak myślę... a chuj. Dla mnie samo to kto na kogo głosował (Duda- robotnicy, rolnicy, uczniowie, ludzie z wykształceniem podstawowym i gimnazjalnym; Komorowski- ludzie po 30, wykształceni, właściciele/współwłaściciele firm, specjaliści) polepsza mi humor, że jestem poglądowo bliżej tej drugiej grupy. OCZYWIŚCIE z tych dwóch kandydatów, wszyscy wiedzą, że jestem lewakiem. Dobra, koniec politycznego pierdolenia
Wczoraj chciałem się pouczyć, odrobić coś. Nie byłem w stanie. Jestem totalnie wykończony już tym zapierdolem. Szkoła, prace domowe, dom, kontakty z ludźmi, partia, młodzieżówka, ogólnie polityka, imprezy, chęć zrobienia czegoś dobrego, to na prawdę totalny zapieprz. W końcu stwierdziłem że pierdolę, o 18 pojechałem do Misy. Okazało się tam, że ta ma niezłego kaca, i nie wyszła z pokoju. Nie wyszła spokoju podczas gdy w jej domu był tłum jakichś ludzi. Ja wszedłem tak po prostu, akurat ci ludzie siedzieli w ogrodzie, wchodzę po schodach, otwierają się drzwi na górze a Misa wybiega w szlafroku i w momencie jak mnie zobaczyła nagle stanęła jak spetryfikowana. Beka trochę. No ale spoko, nie pierwszy raz ją w szlafroku widzę. Postanowiliśmy, że wejdziemy do górnej części domu z powrotem, a tam przywitamy się z tymi jakimiś ludźmi. Wchodzimy, widzimy uchylone drzwi do salonu. Chcemy się przywitać, ale stanęliśmy w drzwiach jak wryci. Jakaś dwójka osób, której nigdy nie widzieliśmy przewija bobasa.
Nie ogarnęli nas, zresztą, po chwili byliśmy zamknięci w jej pokoju i śmialiśmy się na cały głos. Odsłoniliśmy rolety, patrzymy na ogród, dobra jest z 14 osób, no nieźle. Szybko się ogarniamy, no głównie misa bo była w szlafroku w końcu. No i wbijamy do nich. Okazało się, że nikomu nie powiedziała, że wbiję, w końcu większość nie wiedziała, że ona tam jest. Trochę śmiesznie, bo znałem tam z 3/4 osoby, oprócz jej mamy oczywiście. W końcu jednak często tam bywam. Po pewnym czasie i tak zeszło na politykę, no bo jak. W sumie nie rozumiem, czemu ludzie z tego pokolenia tak mnie lubią. W końcu mam kolczyki i farbuję włosy, i wgl jestem taki lewy. No ale nie szkodzi. (Dla uściślenia, to były 40 urodziny Grześka, nie ogarniam swojego życia).
Nie ogarniam też tego, że potem piliśmy. Dwa tygodnie temu piłem z rocznikami 90-95, tydzień temu 97-00, a wczoraj 74-80. Dokąd zmierza moje życie.
A zaraz, przecież w środę piłem z rocznikami 45-90, tak, niezła rozpiętość. Ale i tak było zajebiście.
NA PRAWDĘ. DOKĄD ZMIERZA MOJE ŻYCIE.
Potem okazało się, że cisza wyborcza się przedłużyła.
Po jakimś czasie cała ekipa się musiała zbierać, ze wszystkimi całuski i graby.
Dokąd.
Potem z Misą wyszliśmy przez okno, wróciliśmy do domu, usiedliśmy z jej mamą i oglądaliśmy wieczór wyborczy.
Misie było przykro, ja byłem po prostu zdegustowany, a mama Misy, w sumie sam nie wiem. No zadowolona nie była.
Dziś, idąc ulicami, czy jadąc autobusem, czuję, jakby Polska cofnęła się 10 lat w tył. No ale co tam. Może przesadzam, może wszystko wyjdzie na dobre ostatecznie.
#jutrobędzielepiej co nie?
PS. Nie wiem czemu notatka z soboty była zapisana jako robocza, to tam niżej już jest opublikowana.
WE ARE WHAT WE ARE
WE ARE WHAT WE ARE
poniedziałek, 25 maja 2015
sobota, 23 maja 2015
A co jeśli jesteśmy wymysłem innych?
Piąta trzydzieści, sobota, trzeba wstawać.
Ale coś mnie trzyma. Nie pozwala mi otworzyć oczu, nie pozwala ruszyć. Kac jak skurwysyn, zdaje sobie sprawę, że wczoraj piłem. sporo. Przeczołganie się do kuchni, wypicie soku pomidorowego i dwie multiwitaminy po 20 minutach już coś polepszyły. Prysznic, ogarnianie się. Próbowałem sporo czasu pozbyć się bryzy alkoholu i ogniska, usunąć worki pod oczami na pół twarzy i wgl żyć, jakoś dało radę. Parę minut po 8 jak byłem w środku trasy B. wsiadł do autobusu. Byliśmy już o 8:30, tak jak mieliśmy być. Pomagaliśmy rozstawić namiot pani malującej paznokcie, a potem innej pani sprzedającej lody. Rozwieszaliśmy wszędzie balony, oczywiście też dmuchaliśmy i zawiązywaliśmy, ale jakoś tak, na ostrym kacu, i ze złym humorem nie sprawiało mi to tyle radości. Potem klauni, nie lubię, ale jak tak patrzyłem jak dzieci się cieszyły to to serio było zajebiste. Stanąłem przy grupce wolontariuszy i pomagałem im z balonami, był już niezły zapierdol.
W pewnym momencie zacząłem się tak bardziej rozglądać, jakoś nie zwróciłem uwagi na to, że przecież wszystkie dzieci są chore. Widziałem chłopca na wózku z przywiązanym balonikiem, zwróconym w stronę gdzie klauny bawiły się z dziećmi. Sam, taka totalna samotność i nie moc. To był ten moment gdzie czułem, że w środku zaczynam pękać. Ale nie wolno, trzeba być twardym. One muszą, to jak to by wyglądało, jakbym ja nie był? Zacząłem się bardziej rozglądać. Jeju, tłum chorych dzieci, chłopiec po amputacji, dzieci na wózkach, takie chore na bardzo różne, straszne rzeczy. Wtedy dopiero zacząłem odczuwać w pełni radość z tego, że tam jestem, patrząc na to jakie są zajebiście silne. Zajebiście kochane, nie poddające się. Wtedy na prawdę miałem uśmiech na ryju, i tak z tym uśmiechem zapierdalałem tak szybko jak mogłem. Jestem słaby w kontaktach z dziećmi, ale tak się cieszę, że potem jak ktoś dawał im te baloniki, albo te dzieci gromadziły się pod namiotami, to jest w tym cząstka mojej pracy. Teraz mam łzy w oczach, chyba za chwilę się poryczę, ale one były takie wspaniałe... Chyba w wakacje na stałe wstąpię do fundacji. Teraz tylko pomagałem w pikniku w Centrum Zdrowia Dziecka, ale to było super. I też robiło mi się tak ciepło w środku, jak widziałem jak organizatorzy są przeszczęśliwi, że tak fajnie wszystko wyszło pomimo średniej pogody...
Potem poszedłem na marsz Prekariatu, ale byłem króciutko bo strasznie samotnie jakoś się czułem, pojechałem do Arkadii do Misy, Leny i Ali. Był ,,Ajgor" wgl. I rozdawali coca colę. No nieźle. Potem do centrum, zbierałem podpisy pod Szkołę Świecką, już 73, ostro. Wiem, że to się może wydawać śmiesznie mało, ale kurde, zbieram tydzień, i to nieźle się odpierdalając, dziś na przykład na mega kacu. Jakby ktoś chciał się podpisać niech do mnie pisze (!)
Potem było parę innych rzeczy, ale dla mnie nie wystarczająco istotnych. Jestem ostro wykończony.
I właśnie pierwszy raz w życiu chyba zagłosuję na eurowizji, Loic Nottet - Rhythm Inside, obczajcie sobie
Ale coś mnie trzyma. Nie pozwala mi otworzyć oczu, nie pozwala ruszyć. Kac jak skurwysyn, zdaje sobie sprawę, że wczoraj piłem. sporo. Przeczołganie się do kuchni, wypicie soku pomidorowego i dwie multiwitaminy po 20 minutach już coś polepszyły. Prysznic, ogarnianie się. Próbowałem sporo czasu pozbyć się bryzy alkoholu i ogniska, usunąć worki pod oczami na pół twarzy i wgl żyć, jakoś dało radę. Parę minut po 8 jak byłem w środku trasy B. wsiadł do autobusu. Byliśmy już o 8:30, tak jak mieliśmy być. Pomagaliśmy rozstawić namiot pani malującej paznokcie, a potem innej pani sprzedającej lody. Rozwieszaliśmy wszędzie balony, oczywiście też dmuchaliśmy i zawiązywaliśmy, ale jakoś tak, na ostrym kacu, i ze złym humorem nie sprawiało mi to tyle radości. Potem klauni, nie lubię, ale jak tak patrzyłem jak dzieci się cieszyły to to serio było zajebiste. Stanąłem przy grupce wolontariuszy i pomagałem im z balonami, był już niezły zapierdol.
W pewnym momencie zacząłem się tak bardziej rozglądać, jakoś nie zwróciłem uwagi na to, że przecież wszystkie dzieci są chore. Widziałem chłopca na wózku z przywiązanym balonikiem, zwróconym w stronę gdzie klauny bawiły się z dziećmi. Sam, taka totalna samotność i nie moc. To był ten moment gdzie czułem, że w środku zaczynam pękać. Ale nie wolno, trzeba być twardym. One muszą, to jak to by wyglądało, jakbym ja nie był? Zacząłem się bardziej rozglądać. Jeju, tłum chorych dzieci, chłopiec po amputacji, dzieci na wózkach, takie chore na bardzo różne, straszne rzeczy. Wtedy dopiero zacząłem odczuwać w pełni radość z tego, że tam jestem, patrząc na to jakie są zajebiście silne. Zajebiście kochane, nie poddające się. Wtedy na prawdę miałem uśmiech na ryju, i tak z tym uśmiechem zapierdalałem tak szybko jak mogłem. Jestem słaby w kontaktach z dziećmi, ale tak się cieszę, że potem jak ktoś dawał im te baloniki, albo te dzieci gromadziły się pod namiotami, to jest w tym cząstka mojej pracy. Teraz mam łzy w oczach, chyba za chwilę się poryczę, ale one były takie wspaniałe... Chyba w wakacje na stałe wstąpię do fundacji. Teraz tylko pomagałem w pikniku w Centrum Zdrowia Dziecka, ale to było super. I też robiło mi się tak ciepło w środku, jak widziałem jak organizatorzy są przeszczęśliwi, że tak fajnie wszystko wyszło pomimo średniej pogody...
Potem poszedłem na marsz Prekariatu, ale byłem króciutko bo strasznie samotnie jakoś się czułem, pojechałem do Arkadii do Misy, Leny i Ali. Był ,,Ajgor" wgl. I rozdawali coca colę. No nieźle. Potem do centrum, zbierałem podpisy pod Szkołę Świecką, już 73, ostro. Wiem, że to się może wydawać śmiesznie mało, ale kurde, zbieram tydzień, i to nieźle się odpierdalając, dziś na przykład na mega kacu. Jakby ktoś chciał się podpisać niech do mnie pisze (!)
Potem było parę innych rzeczy, ale dla mnie nie wystarczająco istotnych. Jestem ostro wykończony.
I właśnie pierwszy raz w życiu chyba zagłosuję na eurowizji, Loic Nottet - Rhythm Inside, obczajcie sobie
And if we die, tomorrow
What'll we have to show?
For the wicked ways
Down below
The rhytm inside is telling us
We can fly, tomorow
On the beautiful wind that blow
On a cosmic track, love attack,
I'm gonna get that rhythm back
piątek, 22 maja 2015
NOTKA Z DEDYKACJĄ
NOTKA Z DEDYKACJĄ
Dla osoby która zadzwoniła DO MOJEGO CHŁOPAKA i powiedziała, żeby się odpierdolił ode mnie, bo jak nie, to go znajdzie i mu przyjebie, już pomijając fakt, ŻE PODAŁA SIĘ ZA MOJĄ DZIEWCZYNĘ.
Kochana jeśli będziesz chciała jeszcze podzwonić czy coś, to sprawa nie wyląduje tylko na policji. Nie toleruję takich akcji, więc wiesz, po prostu spieprzaj.
Przepraszam resztę czytelników, ale mam mocne podejrzenia, by sądzić, że to osoba, która czyta tego bloga
Dla osoby która zadzwoniła DO MOJEGO CHŁOPAKA i powiedziała, żeby się odpierdolił ode mnie, bo jak nie, to go znajdzie i mu przyjebie, już pomijając fakt, ŻE PODAŁA SIĘ ZA MOJĄ DZIEWCZYNĘ.
Kochana jeśli będziesz chciała jeszcze podzwonić czy coś, to sprawa nie wyląduje tylko na policji. Nie toleruję takich akcji, więc wiesz, po prostu spieprzaj.
Przepraszam resztę czytelników, ale mam mocne podejrzenia, by sądzić, że to osoba, która czyta tego bloga
czwartek, 21 maja 2015
Biały planetarny mag
Wróciłem wpół do pierwszej do domu. Byłem wczoraj na spotkaniu partii. Nie młodzieżówki, partii. Jaram się. A potem byliśmy na piwie.
Piąta rano, ale mus to mus. Wstaje lepiej niż ostatnio mi się zdarzało, w sumie pierwszy raz byłem na pierwszej lekcji od wielkanocy. Chociaż.. na pierwszej to za mało, byłem godzinę wcześniej na poprawie chemii. Dostałem dwa ze sprawdzianu, nie mogłem tego tak zostawić. Zanim wyszedłem napisałem szybko ściągę znajomej bo chciała pomocy, jak jej ją podrzucałem myślałem, że serce mi jebnie, serio tak się stresowałem. Potem lekcje, standardowo. W czwartki teraz kończę 12:30, zmienił mi się plan.
Jechałem sam autobusem, na szczęście nie był taki stary. Jechał prosto do mnie, ale wiedziałem, że jak wysiądę nie pójdę do domu. Stwierdziłem, że odwiedzę gimnazjum. Wchodząc na teren, dosłownie, teren, poczułem mocny stres, ale dający się zdusić. Wchodzę do budynku, podłoga nadal nie umyta, na ścianach te same plany i rysy. Na wejściu ta sama kobieta co zawsze, tylko starsza. Zaczynam rozmowę, lecz wyjątkowo łatwo czuć było w niej niechęć, ale nie poddawałem się, trzymałem dalej ten uśmiech na twarzy. Byłem w sumie mocno zaskoczony, już zapomniałem, jak to jest być w szkole, gdzie wchodząc nikt się do Ciebie nie uśmiecha, ani nie pyta jak pomóc. W mojej obecnej, jak wchodzę do sekretariatu, spotykam tylko miłą, ale zapracowaną panią sekretarkę, jest strasznie fajna.
Tu było inaczej.
Tu woźna pilnowała wejścia.
Idiotka mi powiedziała, że żadne sale się nie zmieniły i sam powinienem pamiętać gdzie iść.
Po pierwsze, zmieniły się. Po drugie, całe pierwsze piętro miało matury. Ale już wychodząc nie chciało mi się jej tego mówić.
Poszedłem pod nauczycielski. Siedziałem tam z 8 minut, ale dłużyło mi się strasznie. Czas dzwonka wywołał u mnie kolejną falę stresu. Cały ten kortyzol* w krwi dał o sobie znać. Ojej, pani od XX, o! Pan od YY. Szkoda, że nikt mnie nie poznawał. Uśmiechałem się do każdego po kolei ale żaden nie zareagował. W końcu patrzę, z nauczycielskiego wychodzi ona. Moja wychowawczyni.
Podchodzi do ucznia, swoim standardowym, wyuczonym (z perspektywy czasu, po już 10 latach interesowania się mową ciała, niezbyt trudno odróżnić co jest wyuczone) gestem delikatnie obejmuje ucznia, wysoko. Uśmiecha się delikatnie przechylając głowę i uśmiechając, bez odchylenia warg.
Nie szczerze.
Stoję przed nią. Jej twarz z sekundy na sekundę zmieniała wyraz. W pierwszej było ,,kto to?". W drugiej ,,co kurwa?!". W trzeciej znowu ten uśmiech. Nie poznała mnie na początku (ona przynajmniej tylko na początku, nie?). Musieliśmy zejść piętro niżej bo miała zaprowadzić jakiegoś ucznia na stołówkę, nie ogarniam po co. Stałem przed tą stołówką. Parę znajomych twarzy, niechętnie widzianych. Przechodziła pani od fizyki. Poznała mnie, jako jedyna z nauczycieli, ta z którą miałem jedną lekcję tygodniowo, dało mi to chwilę rozluźnienia. Jednak to trochę dziwne, że to ona mnie pamiętała, zawsze ją strasznie lubiłem ale nigdy tego nie okazywałem jakoś szczególnie.
Wyszła, spytała się co u mnie. Opowiadam.
Jedna dwójka na semestr.
Przewodniczący klasy.
Sekretarz młodzieżówki partyjnej.
Aktywny społecznie.
Szczęśliwy.
Łyso jej się zrobiło. Dalej uśmiech. Ale poczułem jednak, że serio się ucieszyła, że ,,wyszedłem na prostą". Sam oczywiście się zajebiście z tego powodu cieszę, ale jednak nadal, od niej wydawało mi się to być lekką pogardą. Nadal czułem się tu inny. Zatrzymała na korytarzu dziewczynę z którą chodziłem do klasy w gimnazjum, sama uciekła na odprawę, szkoda, że jakoś wszyscy nauczyciele cały czas łazili po szkole. Po tym jak w dwóch zdaniach powiedziałem jej co u mnie. Po prostu. Na pożegnanie już całus w policzek, nie podanie ręki. W końcu teraz widzi, że jestem... może nie prawidłowy, ale bliżej mi do zgodności z systemem niż trzy lata temu.
Gadałem z tą dziewczyną chwilę, po sekundzie mijała nas druga dziewczyna z klasy i z nią też dwa zdania.
Wtedy poczułem, że już czas żebym ja uciekał. Serce bolało mocniej, temperatura była większa, chęć ucieczki nieopanowana. Idę na parter. Byle do drzwi, czym prędzej, jak najszybciej, znowu ta brudna podłoga, te spojrzenia, że jedyna osoba na 500 z kolczykami i farbowanymi włosami, że połowa o nim słyszała od jednej czwartej, może nawet pokuszę się o stwierdzenie, że to ten. Znowu ta stara idiotka, przy tym starym biurku, na tej betonowej podłodze jak w bunkrze, gdzie nawet ściany są czarno żółte pod kątem do drogi ewakuacji. Znowu odpowiedzieć jej na pytanie, znowu czym prędzej wyjść z tego budynku. Wychodzę pierwsze kroki, zwalniam, oddech zwalnia, uświadamiam sobie tylko jedno.
Już zapomniałem jak nienawidziłem tego miejsca. Nie miałem pojęcia, jaki stres pozostał we mnie, tam głęboko, zakodowany.
Tylko te 100 metrów do domu, na 15 piętro, na balkon, na ławkę, na papierosa. Dzwonię zestresowany do babci, jest w sklepie o
bok. Lecę tam jej pomóc. Potem jeszcze do ,,restauracji" (chińczyka) za sklepem, kupuję mintaja w czymś.
Wracając do domu spotykam starą znajomą, bardzo starą. Została sierotą. Ale jakimś cudem, wydawało mi się, jakby było z nią odrobinę lepiej. Lepiej niż kiedyś. Pierwszy raz nie uciekała przed rozmową, przed zwróceniem się przodem ciała do rozmówcy, przed wzrokiem nawet w miarę.
Do domu.
Jadąc potem na patelnię spotkałem panią od angielskiego z gimnazjum, przez 3 lata nie wiedziałem, że jest taka zajebista, a ona nie wiedziała, że ja mam tyle z nią wspólnego. W sumie niezły szok, aż mi się smutno zrobiło, że bywałem taki zlewczy do niej, po bandzie.
Poznanie nowej znajomej, która z tydzień/dwa temu zaczęła do mnie pisać, zbieranie podpisów pod projektem ustawy ,,Świecka Szkoła" a potem spotkanie młodzieżówki. B. nie przyszedł. Było parę osób, skończyło się oglądaniem debaty. Komorowski na prawdę dobrze wyszedł.
Nie chce mi się już przedłużać, pojechałem do domu i tu jestem, teraz, ludzi brak, babka za ścianą, chciałbym się odurzyć, ale nie chce mi się nic wynajdywać teraz. W końcu trzeźwa doba będzie. O, minęła dwie minuty temu, lepiej pójdę już spać, w końcu dziś idę na piwo z klasa.
Piąta rano, ale mus to mus. Wstaje lepiej niż ostatnio mi się zdarzało, w sumie pierwszy raz byłem na pierwszej lekcji od wielkanocy. Chociaż.. na pierwszej to za mało, byłem godzinę wcześniej na poprawie chemii. Dostałem dwa ze sprawdzianu, nie mogłem tego tak zostawić. Zanim wyszedłem napisałem szybko ściągę znajomej bo chciała pomocy, jak jej ją podrzucałem myślałem, że serce mi jebnie, serio tak się stresowałem. Potem lekcje, standardowo. W czwartki teraz kończę 12:30, zmienił mi się plan.
Jechałem sam autobusem, na szczęście nie był taki stary. Jechał prosto do mnie, ale wiedziałem, że jak wysiądę nie pójdę do domu. Stwierdziłem, że odwiedzę gimnazjum. Wchodząc na teren, dosłownie, teren, poczułem mocny stres, ale dający się zdusić. Wchodzę do budynku, podłoga nadal nie umyta, na ścianach te same plany i rysy. Na wejściu ta sama kobieta co zawsze, tylko starsza. Zaczynam rozmowę, lecz wyjątkowo łatwo czuć było w niej niechęć, ale nie poddawałem się, trzymałem dalej ten uśmiech na twarzy. Byłem w sumie mocno zaskoczony, już zapomniałem, jak to jest być w szkole, gdzie wchodząc nikt się do Ciebie nie uśmiecha, ani nie pyta jak pomóc. W mojej obecnej, jak wchodzę do sekretariatu, spotykam tylko miłą, ale zapracowaną panią sekretarkę, jest strasznie fajna.
Tu było inaczej.
Tu woźna pilnowała wejścia.
Idiotka mi powiedziała, że żadne sale się nie zmieniły i sam powinienem pamiętać gdzie iść.
Po pierwsze, zmieniły się. Po drugie, całe pierwsze piętro miało matury. Ale już wychodząc nie chciało mi się jej tego mówić.
Poszedłem pod nauczycielski. Siedziałem tam z 8 minut, ale dłużyło mi się strasznie. Czas dzwonka wywołał u mnie kolejną falę stresu. Cały ten kortyzol* w krwi dał o sobie znać. Ojej, pani od XX, o! Pan od YY. Szkoda, że nikt mnie nie poznawał. Uśmiechałem się do każdego po kolei ale żaden nie zareagował. W końcu patrzę, z nauczycielskiego wychodzi ona. Moja wychowawczyni.
Podchodzi do ucznia, swoim standardowym, wyuczonym (z perspektywy czasu, po już 10 latach interesowania się mową ciała, niezbyt trudno odróżnić co jest wyuczone) gestem delikatnie obejmuje ucznia, wysoko. Uśmiecha się delikatnie przechylając głowę i uśmiechając, bez odchylenia warg.
Nie szczerze.
Stoję przed nią. Jej twarz z sekundy na sekundę zmieniała wyraz. W pierwszej było ,,kto to?". W drugiej ,,co kurwa?!". W trzeciej znowu ten uśmiech. Nie poznała mnie na początku (ona przynajmniej tylko na początku, nie?). Musieliśmy zejść piętro niżej bo miała zaprowadzić jakiegoś ucznia na stołówkę, nie ogarniam po co. Stałem przed tą stołówką. Parę znajomych twarzy, niechętnie widzianych. Przechodziła pani od fizyki. Poznała mnie, jako jedyna z nauczycieli, ta z którą miałem jedną lekcję tygodniowo, dało mi to chwilę rozluźnienia. Jednak to trochę dziwne, że to ona mnie pamiętała, zawsze ją strasznie lubiłem ale nigdy tego nie okazywałem jakoś szczególnie.
Wyszła, spytała się co u mnie. Opowiadam.
Jedna dwójka na semestr.
Przewodniczący klasy.
Sekretarz młodzieżówki partyjnej.
Aktywny społecznie.
Szczęśliwy.
Łyso jej się zrobiło. Dalej uśmiech. Ale poczułem jednak, że serio się ucieszyła, że ,,wyszedłem na prostą". Sam oczywiście się zajebiście z tego powodu cieszę, ale jednak nadal, od niej wydawało mi się to być lekką pogardą. Nadal czułem się tu inny. Zatrzymała na korytarzu dziewczynę z którą chodziłem do klasy w gimnazjum, sama uciekła na odprawę, szkoda, że jakoś wszyscy nauczyciele cały czas łazili po szkole. Po tym jak w dwóch zdaniach powiedziałem jej co u mnie. Po prostu. Na pożegnanie już całus w policzek, nie podanie ręki. W końcu teraz widzi, że jestem... może nie prawidłowy, ale bliżej mi do zgodności z systemem niż trzy lata temu.
Gadałem z tą dziewczyną chwilę, po sekundzie mijała nas druga dziewczyna z klasy i z nią też dwa zdania.
Wtedy poczułem, że już czas żebym ja uciekał. Serce bolało mocniej, temperatura była większa, chęć ucieczki nieopanowana. Idę na parter. Byle do drzwi, czym prędzej, jak najszybciej, znowu ta brudna podłoga, te spojrzenia, że jedyna osoba na 500 z kolczykami i farbowanymi włosami, że połowa o nim słyszała od jednej czwartej, może nawet pokuszę się o stwierdzenie, że to ten. Znowu ta stara idiotka, przy tym starym biurku, na tej betonowej podłodze jak w bunkrze, gdzie nawet ściany są czarno żółte pod kątem do drogi ewakuacji. Znowu odpowiedzieć jej na pytanie, znowu czym prędzej wyjść z tego budynku. Wychodzę pierwsze kroki, zwalniam, oddech zwalnia, uświadamiam sobie tylko jedno.
Już zapomniałem jak nienawidziłem tego miejsca. Nie miałem pojęcia, jaki stres pozostał we mnie, tam głęboko, zakodowany.
Tylko te 100 metrów do domu, na 15 piętro, na balkon, na ławkę, na papierosa. Dzwonię zestresowany do babci, jest w sklepie o
bok. Lecę tam jej pomóc. Potem jeszcze do ,,restauracji" (chińczyka) za sklepem, kupuję mintaja w czymś.
Wracając do domu spotykam starą znajomą, bardzo starą. Została sierotą. Ale jakimś cudem, wydawało mi się, jakby było z nią odrobinę lepiej. Lepiej niż kiedyś. Pierwszy raz nie uciekała przed rozmową, przed zwróceniem się przodem ciała do rozmówcy, przed wzrokiem nawet w miarę.
Do domu.
Jadąc potem na patelnię spotkałem panią od angielskiego z gimnazjum, przez 3 lata nie wiedziałem, że jest taka zajebista, a ona nie wiedziała, że ja mam tyle z nią wspólnego. W sumie niezły szok, aż mi się smutno zrobiło, że bywałem taki zlewczy do niej, po bandzie.
Poznanie nowej znajomej, która z tydzień/dwa temu zaczęła do mnie pisać, zbieranie podpisów pod projektem ustawy ,,Świecka Szkoła" a potem spotkanie młodzieżówki. B. nie przyszedł. Było parę osób, skończyło się oglądaniem debaty. Komorowski na prawdę dobrze wyszedł.
Nie chce mi się już przedłużać, pojechałem do domu i tu jestem, teraz, ludzi brak, babka za ścianą, chciałbym się odurzyć, ale nie chce mi się nic wynajdywać teraz. W końcu trzeźwa doba będzie. O, minęła dwie minuty temu, lepiej pójdę już spać, w końcu dziś idę na piwo z klasa.
Confused what I thought with something I felt
Confuse what I feel with something that's real
I tried to sell my soul last night
Funny, he wouldn't even take a bite
czwartek, 14 maja 2015
And she came to give her blessing, one causing devastation
Dziś jest trzeci tydzień jak jestem z B. To dziwny związek.
Ponad miesiąc temu dołączyłem do młodzieżówki partyjnej. Zacząłem się serio angażować. To jest zajebiste. Wiem jaka partia jutro powstanie, chociaż nie powiedzieli tego jeszcze nigdzie, z Anią Grodzką na Ty, zresztą jak z innymi ,,fajnymi" osobami. Byłem w telewizji, byłem w internecie, zostałem sekretarzem koła Warszawskiego, dzieje się.
Od dziś zbieram podpisy pod projektem ustawy, który ma wywalić ze szkół religię. Wpiszcie sobie w google ,,Szkoła Świecka". W sumie zrobię tu reklamę, bo to sprawa która trafia we mnie mocno, więc jak popieracie, napiszcie do mnie e-maila (na dracullaedek@gmail.com) a jeszcze lepiej, jakbyście napisali na fejsie. Tym bardziej piszcie jak macie jakichś ludzi którzy popierają. Albo chcecie pomóc mi zebrać. Czemu nie miałoby być religii w szkole?
Religia w szkole finansowana jest z budżetu państwa. Czyli z Waszych kieszeni. Nie obchodzi ich czy jesteście ateistami, pastafiarianami, hinduistami, okultystami, po prostu jest finansowana. Dzięki tej ustawie, religia znowu będzie uczona w kościele, a ewentualnie w szkołach jeśli rodzice postanowią się zbić na to. W dodatku to da dodatkowy zarobek szkole, a chyba wszyscy wiemy, jakie to ważne.
Dobra koniec komercji.
od wielkanocy codziennie piję, czasem jeszcze inne rzeczy. to chyba niezbyt dobrze, ale jakoś nie chce mi się przestać
B. jest niezwykły, zajebiście mi się podoba jego aktywność społeczna, jego radość, jego chęć życia, ale nie ma za dużo tematów między nami, nie wiem jak to będzie. Ale jest świetny, jako człowiek.
Dziś miałem taką popieprzoną sytuację, od jakiegoś czasu widziałem, że obserwuje mnie jedna dziewczyna, to dziś wychodząc z toalety w szkole stwierdziłem że podbiję, w końcu i tak nie mam na bardzo ,,hamulców", jak to mówią.
Okazało się, że jest z zapytaj, że zna mnie z photobloga, i Z BLOGA. Jeśli to czytasz to teraz coś wytłumaczę. Wiem, że mogłem się jakoś dziwnie zachowywać, ale po prostu byłem nieźle zaskoczony. Poznałem nie jedną osobę, która zna mnie z zapytaj, z photobloga, z facebooka, ale nigdy nikt mi nie powiedział, że zna mnie z bloga. Nie wiem czy na bieżąco czytasz, ale ucieszyłem się, że ktoś to czytał, i zapamiętał, a tym bardziej mile mi się zrobiło przez tego snapa późniejszego. po prostu jestem nieźle zaskoczony
Wczoraj pierwszy raz stawiałem tarota od dawna. Nie wierzę w końcu w tarota.
Ale się go boję.
Ale nie wierzę.
Jak zwykle kurwa. Idealnie.
Dlatego się go boję.
Jestem białym planetarnym magiem, według majów, może to przez tą intuicję która mi towarzyszy tak zawsze trafiam idealnie z tarotem? Nie wiem. Ale nie wierze i tak.
Psychoterapeutka stwierdziła, że jest po to, by widzieć kiedy zapala się czerwona lampka. A właśnie zaczyna się bardzo, bardzo, prawie niezauważalnie żarzyć, wgl, ona dobra jest. Bardzo dobrze rozpoznaje moją mowę ciała. podoba mi się to jak widzi mikroreakcje.
Ponad miesiąc temu dołączyłem do młodzieżówki partyjnej. Zacząłem się serio angażować. To jest zajebiste. Wiem jaka partia jutro powstanie, chociaż nie powiedzieli tego jeszcze nigdzie, z Anią Grodzką na Ty, zresztą jak z innymi ,,fajnymi" osobami. Byłem w telewizji, byłem w internecie, zostałem sekretarzem koła Warszawskiego, dzieje się.
Od dziś zbieram podpisy pod projektem ustawy, który ma wywalić ze szkół religię. Wpiszcie sobie w google ,,Szkoła Świecka". W sumie zrobię tu reklamę, bo to sprawa która trafia we mnie mocno, więc jak popieracie, napiszcie do mnie e-maila (na dracullaedek@gmail.com) a jeszcze lepiej, jakbyście napisali na fejsie. Tym bardziej piszcie jak macie jakichś ludzi którzy popierają. Albo chcecie pomóc mi zebrać. Czemu nie miałoby być religii w szkole?
Religia w szkole finansowana jest z budżetu państwa. Czyli z Waszych kieszeni. Nie obchodzi ich czy jesteście ateistami, pastafiarianami, hinduistami, okultystami, po prostu jest finansowana. Dzięki tej ustawie, religia znowu będzie uczona w kościele, a ewentualnie w szkołach jeśli rodzice postanowią się zbić na to. W dodatku to da dodatkowy zarobek szkole, a chyba wszyscy wiemy, jakie to ważne.
Dobra koniec komercji.
od wielkanocy codziennie piję, czasem jeszcze inne rzeczy. to chyba niezbyt dobrze, ale jakoś nie chce mi się przestać
B. jest niezwykły, zajebiście mi się podoba jego aktywność społeczna, jego radość, jego chęć życia, ale nie ma za dużo tematów między nami, nie wiem jak to będzie. Ale jest świetny, jako człowiek.
Dziś miałem taką popieprzoną sytuację, od jakiegoś czasu widziałem, że obserwuje mnie jedna dziewczyna, to dziś wychodząc z toalety w szkole stwierdziłem że podbiję, w końcu i tak nie mam na bardzo ,,hamulców", jak to mówią.
Okazało się, że jest z zapytaj, że zna mnie z photobloga, i Z BLOGA. Jeśli to czytasz to teraz coś wytłumaczę. Wiem, że mogłem się jakoś dziwnie zachowywać, ale po prostu byłem nieźle zaskoczony. Poznałem nie jedną osobę, która zna mnie z zapytaj, z photobloga, z facebooka, ale nigdy nikt mi nie powiedział, że zna mnie z bloga. Nie wiem czy na bieżąco czytasz, ale ucieszyłem się, że ktoś to czytał, i zapamiętał, a tym bardziej mile mi się zrobiło przez tego snapa późniejszego. po prostu jestem nieźle zaskoczony
Wczoraj pierwszy raz stawiałem tarota od dawna. Nie wierzę w końcu w tarota.
Ale się go boję.
Ale nie wierzę.
Jak zwykle kurwa. Idealnie.
Dlatego się go boję.
Jestem białym planetarnym magiem, według majów, może to przez tą intuicję która mi towarzyszy tak zawsze trafiam idealnie z tarotem? Nie wiem. Ale nie wierze i tak.
Psychoterapeutka stwierdziła, że jest po to, by widzieć kiedy zapala się czerwona lampka. A właśnie zaczyna się bardzo, bardzo, prawie niezauważalnie żarzyć, wgl, ona dobra jest. Bardzo dobrze rozpoznaje moją mowę ciała. podoba mi się to jak widzi mikroreakcje.
Subskrybuj:
Posty (Atom)