WE ARE WHAT WE ARE

WE ARE WHAT WE ARE

wtorek, 7 kwietnia 2015

Czułem, że muszę się schować.

Od ponad tygodnia w domu, dziś na mieście, nie wiem czy do był dobry pomysł jak patrzę jak się czuję...
Znaczy w sumie teraz to się czuję zajebiście.
w końcu spokój.

Ale oprócz tego zdaje sobie sprawę, że na zdrowe mi to wszystko nie wyszło.
W piątek koncert The Dumplings, muszę być w pełni zdrów.

Jutro miałem iść do kina, na Chappiego, i głupio mi, że tak nieodpowiedzialnie szargam zdrowiem i raczej z nimi nie pójdę, a organizowałem. 

Wkurwiłem się na tych z pracy. Totalna dezorganizacja, jak chcą w ten sposób cokolwiek osiągnąć. Pewnie nie będę miał jednak pracy a najgorsze, że nie przez moje błędy tylko ich. Bo idioci nie potrafią niczego ogarnąć. Ale trzeba się pogodzić.


Ostatnio trafiam na ciekawe filmy i tak dalej. Z dwa tygodnie temu obejrzałem Ciało/Body, choć opowieści R. wskazywały na to, że to nic ciekawego, mnie urzekł. Dokładnością w szczegółach, i końcówką. W dodatku obejrzałem wtedy tamte głupie, ale fajne 500 dni miłości, ale z dwa dni temu trafiłem na perełkę którą zapamiętam na długo.
Za bramą ogrodu. Bajka dla dzieci. 10 odcinków, każdy po 10 minut. http://www.kreskowkazone.pl/odcinki-online_za-brama-ogrodu-2014 Do obejrzenia tu, na prawdę polecam, może Was też tak urzeknie jak mnie, można tak jak ja, potraktować to jak film i obejrzeć wszystko od razu (tylko 100 minut, to i tak by nie wyszedł zbyt długi film) tylko jak ktoś obejrzy, to niech do mnie napisze, to sobie popiszemy.


Wczoraj miałem tak pojebany sen, że zastanawiałem się czy go tu nie spisać, ale nie chciało mi się. Dziś rzucę rysem.

Niedaleka przyszłość. Statek ląduje na jakiejś planecie, bo zdatna do życia, bo tam coś nas przyciągnęło.
Nas?
Mnie, moich przyjaciół, znajomych, z połowę klasy, no i sporo randomowych osób.
Pierwsza noc tam, jeszcze nikt nie wyszedł ze statku od wylądowania. Dziwne odgłosy. Jakby coś uderzało z zewnątrz. Ale co tam, śpimy.
Dzień.
Wyszliśmy na zewnątrz. Nowy świat, rośliny- krzaki, trochę trawy, trochę drzew, standard. Ziemia=piach. Jakieś urwiska i inne bajery. Budujemy, minęło trochę czasu, i jakiś dziwne coś nagle biegnie w naszą stronę. Wiadomo, wszyscy spieprzamy. Ale jak było już zajebiście blisko mnie, nie miałem jak uciec. Po prostu złapałem coś za blachę którą na sobie miało, okazało się, że strasznie łatwą do zerwania. I tak mijały kolejne dni.
Jak coś się pojawiało, ja i jakaś seksi laska <no i jakieś randomy> zrywaliśmy im te blachy jak się pojawiali, wszystko spoko. 

Tylko pewnego dnia tak siedzimy i już widzimy jak biegną, ale nie do nas, spierdalają. Słychać coś, jak dźwięki binauralne. To takie jakby szybkie fale jednostajnego dźwięku. 
Czuć że coś nadchodzi. Serio. Czułem to tak głęboko, że ni chuja nie pomyślałbym, że to sen (często mam świadome).
Ale najdziwniejsze było to, że nagle wszystko się rozmyło. Totalnie. Po chwili wszystko co widziałem, to tak jakbym był w niebieskiej nicości, a na oczach miał jakieś pojebane fraktale. to trwało dość długo.
Potem wróciłem ,,na ziemię" (hehe). Na naszą osadę spadła kula, trochę metalu, trochę ognia, trochę życia. Nie umiem opisać co to było. Nie było to tyle doświadczenie wzrokowe, co kinestetyczne. Czułem to. I czułem, że muszę się schować. 
Wszedłem do jakiejś rury, siedziałem tam, ale nadal to czułem, czułem też, że to czuje mnie. Nie czułem lęku. nic a nic. tylko czułem że muszę się schować.

czwartek, 2 kwietnia 2015

,,Le temps qui glisse est un salaud"

Aghr.
Znowu mi się śniła.

Potem widziałem na fejsie rysunek znajomej na grupie dla artystów.

Potem trafiłem na głupią komedię romantyczną na Polsacie. W sumie smutną komedię.
(500 dni miłości)


Ile czasu to może jeszcze trwać?
Nie czuję jakiejś zajebistej tęsknoty. ,,Zwracam uwagę" na innych. Wgl wszystko niby spoko tak bardzo. Ale cały czas jednak mam taki pusty fragment.

On me dit que l'destin se moque bien de nous,
Qu'ill ne nous donne rien et qu'ill nous promet tout



Ostatnio dużo choruję. Ogólnie pewnie do końca świąt nie ma mowy żebym wyszedł z domu. (Jestem ekstrawertykiem. Psychika mi jebnie do tego czasu 500 razy.)
Kiedy tak siedzę w sumie przypominają mi się pewne rzeczy.
Jak siedzieliśmy na chodniku w drodze do mac'a, pod drzewami które rosły tylko po jednej stronie ulicy, jak spotkaliśmy tam abstrachujów. Jak leżeliśmy w łóżku w Józefowie i słuchaliśmy muzyki z jej iPod'a, pixies, deftones i wielu innych, a słońce tak leniwie świeciło przez te mleczne wzmacniane szyby. Jak się oblewaliśmy u mnie wodą a potem siedzieliśmy na balkonie. Jak siedzieliśmy u jej taty bo baliśmy się zabić pająka (skurwysyn serio był wielki) a ten zaczął jej pokazywać zdjęcia największych pająków świata. Jak uroczo robiła 99% rzeczy.

I pare tych gorszych, ale nie wypada o nich tu pisać.



Tak strasznie boli mnie przepona. W dodatku w sercu nadal czuję takie łup łup. ale już małymi literami.



Zawsze miałem poglądy bliżej lewej strony, ale zaczynam myśleć nad wstąpieniem do FMS.