WE ARE WHAT WE ARE

WE ARE WHAT WE ARE

poniedziałek, 30 marca 2015

And she came to give her blessing, one causing devastation

Od czwartku palę po jednego, dwa fajki dziennie. I to też nie naraz. Po pół z kimś. ewentualnie biorę 3 buchy. Musiałem też przerwać swoją passę marihuanowo-tabletkową.
Od jakiegoś czasu wieczorami czułem jakiś dziwny dyskomfort. jakby coś się we mnie rozlewało, tak w klatce piersiowej. Mogłoby to się wydawać przyjemne, ale nie. To mnie jakoś na swój sposób przerażało, i czułem się dobrze tylko siedząc po turecku, i nie chciałem się kłaść.no ale w końcu się kładłem i zasypiałem.
W środę stwierdziłem, że w sumie fajnie by było rzucić palenie i zacząć zbierać hajs żeby zbudować robota (jeśli ktoś tu wie jak zbudować drona proszę o kontakt).


Czwartek. 5:00
ŁUP. ŁUP.
Co jest kurwa
ŁUP. ŁUP.

Wybudzanie się zajęło pare sekund, by ogarnąć że serce mi zapierdala jakby jebało mnie od środka młotem pneumatycznym. Tylko w dodatku nie równo.
Podnoszę się, ok żyję jeszcze, byle by do pokoju obok.
-Coś jest kurwa nie tak
Babcia nie zrozumiała, ale pozwoliło jej się to wybudzić
-Cooo?
-Czuję jakby serce miało mi zaraz jebnąć
-Idź połóż się, może coś się przyśniło czy coś czasem nawet nie wiemy jak to na nas wpływa
-Dobrze wiem co mi się przyśniło i to nie to.
Widząc obojętną reakcję wkurwiłem się i poszedłem do pokoju.
Siedzę po turecku. Jest pieprzona 5 rano, za 3 godziny mam być w szkole a czuję się jakbym mógł być za 3 godziny w kostnicy.
6 rano. Poczułem że już dam radę się położyć. Siedząc po turecku czułem się bezpieczniej. To tak jakby niewidzialna ręka ,,boga" mogła by mnie na leżąco spokojnie udusić przyciskając klatkę piersiową.
Leżąc nie doczekałem sie snu ale czułem że lepiej leżeć.
7:00
Babcia wychodzi, będzie niedługo, mam się nie spóźnić do szkoły.
Niech spierdala.
musiałbym i tak już wychodzić a przecież 15 minut temu wstałem i zacząłem się ogarniać, i to wszystko robiąc 2 razy wolniej.
siedziałem chwilę. myślałem.
Kurwa muszę iść do tej szkoły. Wejdę już w środku drugiej biologii.
Może przeżyję.
Rzucam kurwa palenie.

Na każdej przerwie i lekcji idę do toalety by chwilę się ogarnąć i spróbować uspokoić to serce.
Wychowawczyni wysyła mnie do pielęgniarki.
Miło. Babcia to totalnie zlała w przeciwieństwie do prawie obcej kobiety.

Pielęgniarka daje neospazminkę (Swoją drogą, może to i gówno, ale jestem chyba pierwszą osobą której odważono się dać co innego niż paracetamol) i byłem zaskoczony, tym że trochę się to wszystko ogarnęło.

Wróciłem do domu. Oczywiście że babcia nie wie o co jestem zły.



Ostatnimi czasy ciocia, ta biologiczna, siostra mamy, tak z tydzień temu zadzwoniła do mnie. nawet mniej. Okazało się że Timur, ojczym, dzwonił do niej i wypytywał o moje dane osobowe.
Śmieszy mnie to. Byłem najbardziej pozytywnie nastawioną osobą do niego w całej rodzinie. Powiedział że jak się nie chcę z nim kontaktować to i tak dostanę wezwanie do sądu.

A już wiem, to było w sobotę. Bo zanim poszedłem na piwo z klasą.

Sobota tydzień wcześniej, po 21

Ja, 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9. Wszystkie numerki poza dwoma z mojej klasy (hehe, numerki). Mnie znacie, 1- dziewczyna, kiedyś się mocniej zadawała z 2, 2- dziewczyna kiedyś się mocniej zadawała z 1, dziś bardziej z resztą, 3- starsza znajoma, 4- przyjaciółka starszej znajomej, 5- osobą, o której długo myślałem że jest nadzieją klasy, po czym ogarnąłem że dużo ściąga. 6- w pierwszej klasie mnie sporo irytowała, na początku, i bywają okresy gdzie mnie irytuje bardziej i takie gdzie mniej, ale ogólnie zawsze normalnie można pogadać, 7- chłopak 6tki. Pierwszy raz go widziałem (wgl doszedł później). Byłem zszokowany że ma chłopaka, i w dodatku że robiła z nim różne rzeczy. Spoza mojej klasy. 8- stary, i to chyba serio bardzo stary przyjaciel 4, spoza mojej klasy. 9- moja wyimaginowana wydra (pomyliłem ilość osób).

Siedzimy przy stole, pijemy, gramy(siedzimy w Level Up'ie). butelka tak trochę też. fajnie, różne dziwne rzeczy robiliśmy. Dostałem zadanie by wyrwać kogoś z góry. 4 idzie patrzeć czy wykonuje. Widzi że podchodzę, biorę numer, wracam, i mówię:
Tak to się robi, kurwa.

Siedział tam akurat znajomy, hehe.

Ale, okazało się że jest tam też gość którego 4 poznała ostatnio w pociągu, dajmy mu numer 10.
Ja- wbijasz do nas?
10- Ummmm, no trochę nudno się już tu zrobiło, to w sumie mogę.
Idziemy, przyprowadzam go, 4 go przedstawia.

Ja i 10 nawijamy cały czas, czasem jeszcze do kogoś innego, generalnie fajny chłopak.
na moment poszedł po torbę na górę.
5- Was też on tak wkurwia?!
6- Nooo
4-Nie wiem ja z nim jeżdżę pociągiem i sobie gadamy
9-Jakiś dziwny jest, ale już poszedł to lepiej.
Widać było że 3 nawet nie zwraca uwagi bo ma wyjebane*w sumie prawidłowo*, a 1 chciałaby się nie zgodzić ale się wstydzi w sumie trochę
Ja- czemu niby, jest spoko.
Wrócił.
Siedzimy jeszcze chwilę, gadamy.
6-Możesz sobie stąd iść?
Trochę mnie zatkało. Harcereczka. Boże ale to takie chamskie.
No i poszedł.

Ten sam dzień, po 22

Telefon.
Rozmowa z babcią, byłem po paru drinkach i paru piwach, więc wiecie. Ale dobrze słyszałem.
-Piłaś coś?
-NEIE.
yhym.
Moja babcia nie ma problemów z alkoholem. Wydaje mi się że mogę mieć do niej zaufanie i jakby coś piła to by powiedziała.
A słyszę że mówi jakby była pijana, a w dodatku tak chce żebym wracał.
Jakby była pijana, albo miała wylew.


Ok. 22:40.

Dom.
Na pewno nic nie piłaś?
Na pewno.

Kurwa, ale coś widzę. Zdecydowałem się z nią siedzieć. Siedziałem tak półtorej godziny. Żaliła się nad wszystkim. Nad sytuacją z Timurem, nad życiem i śmiercią mamy, nad tym że dzwonił jakiś kuzyn co adoptował dwóch braci, i okazało się że jeden ma schizofrenię (paranoidalną!) a drugi kradnie, i że ma powoli wszystkiego dość. W trakcie tego wszystkiego zdążyła 8 razy przypomnieć o placuszkach co ciocia zrobiła, i że jednak piła.
Na następny dzień wytłumaczyłem jej że raz ja rok może się napić, ale niech mi kurwa mówi jak się pytam, bo trochę się wystraszyłem.



Bardziej ja się wystraszyłem w sobotę niż ona w czwartek.





Dziś. Tu  i teraz.

Cały dzień siedzę w domu.

Piecze.

Kurczy się.

Kołacze.


Byłem u lekarza pierwszego kontaktu.
W sprawie jednoczesnej choroby. Antybiotyk, standardowo.
W sprawie serca, nic złego nie widzi.

W czerwcu wizyta u kardiologa.

Dożyć jeszcze kurwa muszę.





W celach zdrowotnych decyduję się przejść na Pescowegetarianizm/Ichtiwegetarianizm. Termin wprowadzenia zmiany ustalam do 7 dni.

czwartek, 12 marca 2015

Wielkie nieba!

Dobra jest ta moja psychoterapeutka. Obecną mam od jakichś 4 miesięcy. Ostatnio zacząłem sobie przez nią przypominać rzeczy o których zapomniałem lata, nawet kilkanaście temu. Ogólnie w ciągu życia strasznie wielu rzeczy zapomniałem. Zawsze mnie to męczyło, bo bardzo często znajomi starzy i nowsi, lepsi i gorsi mi opowiadali o jakichś zajebistych rzeczach które robiliśmy. Ten mój charakterek oczywiście kazał mi zawsze udawać że wiem o co chodzi, ale zawsze mnie to trochę smuciło i nigdy nie wiedziałem jak się przyznać że nie pamiętam 90% życia. Może więcej.
Doszliśmy do wniosku, a raczej ona, że może to jakiś mechanizm obronny, że mózg starał się wymazać złe wspomnienia, ciągnąc za tym wszystkie kojarzące się z większą ilością emocji.
Ale zawsze mi się wydawało że byłem strasznie szczęśliwym dzieckiem, przecież byłem grzeczny i uśmiechnięty, co do wymazywania? Przecież nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego jaką mam sytuację rodzinną i tak dalej, przynajmniej nie świadomie.

Okazało się, że nie. Leżałem w nocy, i nagle sobie przypomniałem, tak, jakbym zawsze to pamiętał i nigdy nie zapomniał, jakby to było coś oczywistego. Przecież w przedszkolu najczęściej płakałem z grupy, i setki razy w nocy ryczałem i nawet babci ani dziadkowi tego nie okazywałem. Bardzo często to się odnosiło do tęsknoty za mamą, do tego uczucia jak byłem pewien że dziś przyjedzie i w ostatniej chwili dostawałem wiadomość że jednak nie.
Jednak zauważyliśmy też dziwną rzecz, nie pamiętam żebym się złościł. Jedyne wspomnienia gdzie jestem wściekły (pomijając te dotyczące autoagresji) to te z najbardziej skondensowanej fali buntu młodzieńczego sprzed tam 2 lat bodajże.

Miałem dziwnie melanżowy tydzień. No może dwa. Tydzień temu w weekend osiemnastka siostry(Kto nie wie, córka mojej matki chrzestnej, znamy się od urodzenia <dosłownie> i jakoś tak z przyzwyczajenia nazywamy się rodzeństwem. W sumie to zabawne bo jesteśmy mocno różni, ale zawsze mnie bawiła jej skłonność do tragizowania w wielu sytuacjach, jak i podobała mi się chęć do działania i zapał nie kończący się po 5 minutach), zupełnie nie moje towarzystwo ale było bardzo fajnie. No i ogólnie prawie codziennie zdarzało mi się pić lub jarać, z soboty na niedzielę w dodatku wylądowałem w klubie Lucid. Widać że towarzystwo nie najlepsze, ale było bardzo fajnie, byłem z dziewczynami, no i było parę innych znajomych bo sprzedawałem wejściówki. Wcześniej w sobotę wpadła do mnie Lena, zjaraliśmy się i oglądaliśmy program o rybach, a potem muzyczne żeby poznać gusta dzisiejszej młodzieży.

W poniedziałek zobaczyłem się z R., u mnie skręciłem blanta, babcia dała nam pierożki, poszliśmy się zjarać do lasu. Strasznie się cieszę, że się z nią spotkałem. Przypomniała mi o pięknie mojego osiedla. Kiedy robiła zdjęcia z mojego balkonu zobaczyłem ten zajebisty zachód słońca, który codziennie jest trochę inny. Jak byłem mały to kochałem na nie patrzeć, wyglądały tak magicznie. To samo jak siedzieliśmy w lesie. Tak zajebiście było słychać ptaki, niebo czyste, trudno mi znaleźć epitety, było zajebiście. Jak wyszliśmy z lasu na niebie chmury ułożyły się w pasy, jakby przycięte, świetne. Potem odwiozłem R. z dwa przystanki i wysiadłem grać w Ingressa (mam na punkcie tej gry jazdę od kilku miesięcy, polecam wygooglować, albo obczaić filmy promujące grę, jak ten https://www.youtube.com/watch?v=Y6-JAm3NCAk jak ktoś się zdecyduje grać niech najpierw do mnie napisze
) i chodziłem tak po parkach i osiedlach pobliskich, jak wracałem to patrzyłem na gwiazdy. Dawno nie patrzyłem tak na gwiazdy.


No i jestem chory.